03/03/2014

2014: Alta Badia

Po blisko dwuletnim odwyku od szusowania w alpejskich widokówkach, zamglone i zaśnieżone Dolomity powitałam przyspieszonym biciem serca. Wcale nie przeszkadzała mi kiepska widoczność, zawzięcie sypiący się z nieba śnieg, ani ten świeży puch, który w tempie ekspresowym zamieniał się w trudne do pokonania muldy – za bardzo tęskniłam, żeby wybrzydzać. I bez pięknych widoków, szczęście wypełniało mnie po brzegi.
Dlatego gdy trzeciego dnia po południu wreszcie wyszło słońce, dosłownie oniemiałam z zachwytu. Do tej pory żyłam w przekonaniu, że nic nie pobije mojego ukochanego resortu Val di Sole. Alta Badia pobiła. Na głowę. Widoki były tak piękne, że przez pozostałe trzy dni nie wiedziałam w którą stronę zwrócić obiektyw.




























Zarówno do wyciągu jak i z wyciągu dojeżdżaliśmy na nartach, dosłownie spod drzwi.




 Pensjonat który przez tydzień był naszym domem nie mógł mieć piękniejszego położenia. Niezależnie od pory dnia i nocy, z każdej strony można było uraczyć się pięknymi widokami. Tak pięknymi, że mimo braku statywu, pokusiłam się o zdjęcia nocne.



 W ostatnią noc załapaliśmy się na pełnię.

Poranny widok z balkonu.

 I nasze wygłupy w nieprawdopodobnej ilości śniegu.


Podsumowując, Alta Badia zdecydowanie zasłużyła na przysłowiowego lajka! ;)