09/07/2018

Mam 27 lat i nic nie muszę

Pomyślałam sobie, że mój przeciągający się niebyt na blogu odczaruję postem z kategorii lekkich i przyjemnych, czyli czymś w rodzaju „27 lekcji, które odrobiłam na przestrzeni ostatnich 27 lat”. Plan zacny, ale poszedł w las, bo zanim zaczęłam te swoje lekcje skrupulatnie w notatniczku spisywać, oświeciło mnie, że jest tylko jedna prawda, którą w wieku 27 lat mam ochotę się z wami podzielić.
Nikomu nic udowadniać nie muszę.
Nawet (a może przede wszystkim) sobie.


Po moich zdawkowych wpisach, niedotrzymanych obietnicach i wciąż wydłużającej się przerwie od publikacji, nietrudno wywnioskować, że moim głównym życiowo-mentalnym zmaganiem na ten moment jest szeroko pojęta presja. Nie tylko społeczna i zewnętrzna (choć ta też), ale przede wszystkim osobista i wewnętrzna. Ta, którą sama na siebie nakładam. Od lat i bez przerwy. I jestem pewna, że nie ja jedna...
Presja, w odpowiednich ilościach i przy mądrze sfiltrowanym odbiorze, może mieć zbawienny wpływ na naszą motywację – tego negować nie zamierzam. W moim odosobnionym przypadku jednak, a szczególnie tu i teraz, jest tylko i wyłącznie przeszkodą. Generującą błędne koło, w którym szamotam się jak opętana od przynajmniej roku. Bo im bardziej się na siebie wściekam, że „nic nie robię”, tym trudniej mi do tego wrócić; im większą wywieram na sobie presję, tym bardziej się blokuję. I koło się zamyka.
Świat się nie skończy jak odpuszczę sobie bloga na miesiąc, dwa, trzy lub rok. Kanada nie zniknie z mapy, jeśli nie dolecę do niej w tym roku. Rezygnowanie, odpuszczanie i bujanie się na siatce bezpieczeństwa wciąż wydaje mi się niedorzecznie bierne, ale wbrew pozorom zawsze otwiera drzwi do jakiś nowych doświadczeń. Może nie tych, które miałam na myśli, ale wciąż doświadczeń. Może mi się wydawać, że stoję w miejscu i (szczególnie w porównaniu do innych) nic nie jestem w stanie osiągnąć, ale to nieprawda.
Osiągam na własną miarę.
Więc choć głowa podpowiada mi, że powinnam w końcu iść zapisać się na basen, dokończyć wpis w pamiętniku, odpisać na list i wypocić jakiś tekst na angielskiego bloga, ja po pracy zamierzam kupić pudełko moich ulubionych lodów, odebrać książkę z biblioteki (chwilowo przesiadłam się na analogii), wsiąść w autobus i jechać z kocykiem na moje ukochane Cramond, które od tygodni tonie w niebywałym słońcu.
Bo mam dwadzieścia siedem lat i nic nie muszę.
Aczkolwiek wciąż dużo chcę i wcale niemało mogę.