10/04/2015

Shit People Say (2)

Kreatywny morderca ponownie się we mnie odezwał i stąd kolejna piątka moich rozmownych ulubieńców. Pierwsza do wglądu TUTAJ.


Nie chcę mi się
O tym gadać. Tam jechać. Do sklepu iść. Z łóżka wstać. Z domu wychodzić. Imprezy organizować. W projekt się angażować. W ogóle żyć też tak jakoś nie bardzo. Niech no się wszystko samo zrobi, a ja sobie tylko popatrzę. Bo przecież życie takie ciężkie, że trzeba odpoczywać bez przerwy. Świat niczego nie oferuje, więc co ma mi się chcieć?
Najżałośniejsza wymówka świata. Nie chce ci się, to idź nie chcieć z kimś innym, bo mi się akurat bardzo chcę: wychodzić, czerpać, doświadczać i przeżywać. Żyć pełną piersią, a nie jakimiś marnymi oparami spod ciasnego oparami spod ciasnego klosza twojego zafajdanego lenistwa. 

Przepraszam
Że tak mówię, że się śmieję, że żartuję, że nie rozumiem, że odmawiam, że nakruszyłem/am, że chodzę, że wsiadam, że wysiadam, że wchodzę, że wychodzę. Generalnie, że żyję. Za wszystko, zawsze i wszędzie: bardzo przepraszam. No więc i ja Was bardzo przepraszam, ale monopol na nieustanne przepraszanie ma u mnie tylko i wyłącznie David Tennat. Przeproś mnie bez sensu więcej niż dwa razy pod rząd, a będę miała ochotę cię zadźgać.
Może to skutek uboczny mojego nabytego chamstwa, ale ci nadgorliwie uprzejmi to mnie potrafią wkurwić znacznie bardziej niż największe chamy. I mówię całkiem poważnie.

Żarotwałem/am
Bo ja jestem matołem i żadnych żartów nie kumam. Dobra, nie twierdzę, że grzeszę bystrością, bo blondynką to ja nie tylko na, ale często i w głowie jestem, ale to jest tak jak z przepraszaniem: powtórz to o dwa razy za dużo, a będę miała ochotę zmieść cię z powierzchni ziemi. Zapłon mogę mieć lekko opóźniony, poczucie humoru dość specyficzne, ale jak mnie ktoś notorycznie bierze za debila bez jakiegokolwiek dystansu do siebie i świata, to się automatycznie w środku gotuję. Pomijając już ten oczywisty fakt, że kwitując każdy pseudo-żart (czy to w formie pojazdu czy innej) tym głupim „żartowałem/am”, z miejsca go psujesz.
Ja się łatwo wkurwiam, fakt, ale rzadko tak naprawdę. I im szybciej do tego przywykniesz, tym lepiej, nie tylko dla Ciebie, ale i dla mnie.

Co?
Co samo w sobie jest bardzo spoko: nie dosłyszałeś/, nie uwierzyłeś/, więc walisz najprościej jak potrafisz, żeby zasłyszaną informację potwierdzić bądź zdementować. Niby trudno się na tak pożyteczne słowo wkurwiać, ale wystarczy wsadzić je w odpowiedni kontekst, a ta rzekoma użyteczność przemija z wiatrem. I to momentalnie. Bo kiedy „co” czyni jawnie wymijającą odpowiedź na twoje wcześniejsze „co”, flaki wykonują nieprzyjemnego koziołka. Albo mów mi to co myślisz wprost, albo nie odzywaj się wcale, bo gorzej mi się robi gdy jestem zmuszona do zmierzenia się z tego typu idiotycznym wymijaniem tematu. Serio, jak masz mnie tak traktować, to już lepiej w ogóle sobie odpuść.

Dobrze mamo
Znajomych Panów nie mam zbyt wielu, ale prawie każdy jeden, którego znam, użył kiedyś wobec mnie tego chujowego wyrażenia. Za pierwszym razem się zaśmiałam, za drugim poczułam się dziwnie, a za trzecim już się wkurwiałam i teraz wkurwiam się za każdym kolejnym razem, gdy to usłyszę. Matkę ma się jedną i matkę powinno się szanować. Ja niczyją matką nie jestem (i jeszcze długo być nie zamierzam) i szacunku wymagam zgoła innego. Wytykanie mi matkowania (nawet słusznie) nie jest ani śmieszne, ani fajne i jedyne do czego może się przyczynić to do mojego permanentnego wkurwa. A tego nie chcecie.

Też was to wkurza? A może macie jakieś własne propozycje?