23/06/2013

2013: London, part three

INTRO      ||         PART ONE     ||         PART TWO

Sobota przywitała mnie przepięknym słońcem. I tym razem nie przemieszczałam się już sama: za przewodnika miałam Londyńskiego weterana prosto z kuchni od królowej, który nie tylko zrobił mi kilka pamiątkowych fotek, ale zabrał do Tower of London i nie omieszkał się podzielić kilkoma ciekawostkami, za co serdecznie dziękuję! ;-)










Pracownicy Tower mieszkają na jej terenie – wyjątkowo ciekawe miejsce zamieszkania!


Największe wrażenie w całej Tower robiły oczywiście Crown Jeweles, ale tych nie można było fotografować. A szkoda.




Kiedyś w Tower istniała menażeria; dzisiaj, ze wszystkich trzymanych tam zwierząt zachowano jedynie kruki, które bardzo chętnie pozują do zdjęć.


Kwatery prywatne – przepiękne.
















Zdjęciami z okolic Big Bena (poza powyższym) nie byłam specjalnie zadowolona (głównie przez inwazję niemieckich os), więc dzień później wróciłam nad Tamizę. Innymi słowy: Big Ben z parlamentem jeszcze się tutaj zaprezentuje.




Canary Wharf w sobotnie południe do złudzenia przypominało mi opustoszałe okolice Wall Street na Manhattanie z 1 września 2008.










Ścisłe centrum fotografowało się wyjątkowo trudno (tłum turystów nigdy nie sprzyja dobrym ujęciom), dlatego też moja relacja niespecjalnie powala.  


Po pysznym obiedzie u Chińczyka w China Town, zafundowałam sobie na deser przepyszne lody (jedne z najlepszych jakie jadłam – plus chłopak z obsługi był przemiły). 
A potem zostawiłam aparat w hostelu i ruszyłam przeżyć jedną z najbardziej fenomenalnych nocy mojego życia – dreszcz emocji przechodzi mnie na samo wspomnienie ;-)