15/06/2020

Tradycja nienawiści

Wiele mówi się teraz (przynajmniej w mojej socjal-mediowej bańce) o uprzedzeniach, systemie budowanym na nierównościach rasowych, ekonomicznych i społecznych, i o ogólnej potrzebie fundamentalnych zmian, które mocno popieram. Niespecjalnie jednak chcę na ten temat pisać – wolę skupić się na edukacji, której w kwestii rasizmu i białego przywileju wszystkim nam bardzo brakuje. Nie będę jednak kryć, że temat z nagłówków gazet skłonił mnie do wrócenia do starego (a powiązanego) tematu, który od dłuższego już czasu plątał mi się po głowie, a o którym niejednokrotnie na tym blogu wspominałam: temat żydowski.


Nie do końca wiem skąd mi się to wzięło, ale od zawsze ciągnęło mnie do ludzkich tragedii, czy to prawdziwych, czy fikcyjnych. Naturalnie więc tematyka kultury i historii żydowskiej zawsze mnie fascynowała. Był to prawdopodobnie jedyny temat na lekcjach historii, który szczerze mnie interesował – do tego stopnia, że swoją pracę maturalną z polskiego pisałam o asymilacji Żydów, ich cierpieniach i bohaterstwie podczas II wojny światowej.
Po maturze, temat żydowski interesował mnie głównie w kinematografii, najczęściej polskiej, bo interesując się (hobbystycznie, zaznaczmy) współczesnym kinem polskim, trudno jest kwestię żydowską (czy historyczną tak w ogóle) pominąć: jako naród uwielbiamy drążyć ten temat, choć wyłącznie pod jednym kątem. Gdziekolwiek pojawi się chociażby mała wzmianka o tym, że Polacy nie zawsze Żydom pomagali (a wręcz przeciwnie), dany obraz z automatu oskarżany jest o „antypolskość”. Wielkim szokiem w okolicy premiery Pokłosia było dla mnie odkrycie, że antysemityzm ma się w Polsce wyśmienicie, mimo że Żydów na ulicach już nie uświadczysz. Oczy na ten problem w dużym stopniu otworzył mi numer magazynu ZNAK z kwietnia 2015, który od deski do deski (trochę wstyd się przyznać) przeczytałam dopiero teraz.
Ponieważ swoją pracę magisterką pisałam na temat traumy w literaturze brytyjskiej, znany jest mi termin traumy kulturowej. W Polsce, jak się okazuje, jedną z tych kulturowych, mocno represjonowanych traum, jest relacja polsko-żydowska. Na własnej skórze, przynajmniej w teorii, jej nie doświadczyłam, ale wystarczyło mi się chwilę zastanowić, żeby zrozumieć, że na poziomie podświadomości to ta trauma i u mnie ma się całkiem dobrze.
Będąc w wieku szkolnym, o samej religii, wierzeniach i tradycjach judaizmu nie wiedziałam nic, mimo iż pochodzę z miasta, które przed wojną w dużej mierze było miastem Żydowskim – nikt nigdy nie zachęcał do zgłębienia tematu. Owszem, wiem, że koło rynku stoją ruiny starej synagogi, a spod łaźni (która dziś jest restauracją) ruszył pierwszy transport więźniów do Auschwitz, ale na tym moja lokalna wiedza się kończy. Nigdy nie miałam okazji poznać prawdziwego Żyda (pierwszego w życiu pamiętam z samolotu do Nowego Jorku) i nikt mi żadnych legend o mordach rytualnych przed snem nie opowiadał. A jednak, gdzieś tam z tyłu głowy, od najmłodszych lat, irracjonalnie zakodowane miałam, że Żyd to zło. Skąd i dlaczego? Nie wiedziałam, bo nikt o tym głośno nie mówił, a mi nigdy nie przyszło na myśl pytać.
Z wiekiem tych pytań bez odpowiedzi przybywało: no bo z jednej strony lekcje historii o biednych Żydach na potęgę wybijanych przez nazistów w obozach zagłady, a z drugiej wciąż te obraźliwe teksty w przestrzeni lokalnej, na garażach, murkach i ławkach w szkole: każdy głupi wiedział, że nazwanie kogoś Żydem to obelga. Nie współgrało mi to też z Kościołem (z którym byłam wówczas bardzo blisko), bo uczono mnie przecież, że katolicyzm to brat judaizmu – te same podstawy wiary, i „szanuj bliźniego swego jak siebie samego”, więc niby dlaczego mielibyśmy doszukiwać się w Żydach wroga?
Czytałam niedawno esej szkolny, w którym autor w jednym akapicie twierdzi, że Polacy i Żydzi przed wojną żyli w zgodzie i przyjaźni, a trochę dalej przyznaje, że asymilacja tych dwóch kultur nigdy nie była możliwa, bo Żydzi byli w swojej społeczności zamknięci, wyniośli i niechętni do współpracy czy dialogu. Mnie ta sprzeczność tez mocno zdzieliła po oczach, ale autorowi nigdy to nawet przez myśl nie przeszło, bo przecież tylko sparafrazował źródło, najpewniej podręcznik, w którym narracja polsko-żydowska skupia się nie na faktach, ale przede wszystkim na wybielaniu (jeśli już nie kryciu) polskich przewinień. Tymczasem wystarczy choćby powierzchownie zainteresować się otaczającym nas światem i jego historią, żeby dostrzec, że relacje jakichkolwiek mniejszości z jakąkolwiek większością, są zawsze, tak z definicji, trudne. Żadna międzynarodowa relacja nie jest czarno-biała i wszyscy, co znaczy obie uczestniczące strony, zawsze mają coś za uszami.
Ten zniekształcony wizerunek Żyda przekazywany jest z pokolenia na pokolenie, subtelnie, między słowami. Taka nasza tradycja nienawiści, zakodowana w polskiej podświadomości kulturowej, o której się milczy lub którą zamiata się pod dywan, z bzdurnym przekonaniem, że problem o którym się nie mówi, organicznie z tej podświadomości zniknie. Jest dokładnie na odwrót: dopóki nie wyciągniemy tego naszego antysemityzmu na światło dzienne, nie przeanalizujemy, nie rozliczymy, nie wyjaśnimy i nie zaakceptujemy jako części własnej tożsamości, którą trzeba odkupić, tak będzie nas ona rozkładać od środka.
Kiedy ludzie wreszcie zrozumieją, że nasze uprzedzenia więcej mówią o nas samych, niż o osobach w stosunku do których je przejawiamy; że to nasz (i rzutujący na całe społeczeństwo!), a nie ich problem; że szerzenie nienawiści i negatywnych postaw, nawet jeśli tylko podświadomie, może przynieść tragiczne skutki, bo nigdy nie wiesz na jak podatny grunt padnie i co z niego – w przyszłości mniej lub bardziej odległej – może wykiełkować; że wyrządzone zło nie neguje czynionego dobra, ale ignorowanie i przemilczanie wyrządzonego zła, nawet na rzecz czynionego dobra, do niczego dobrego nie prowadzi, a już na pewno nie do zmian na lepsze; że tylko akceptując i biorąc odpowiedzialność za nasze – kulturowe i narodowe – przewinienia, jesteśmy w stanie się z nich uczyć i wzrastać jako społeczeństwo.
Uświadamianie siebie i innych, mądre edukowanie: to jedyne co może nam dziś pomóc.
Bowiem to samo co z Żydami, dzieje się dziś z każdą inną, demonizowaną i dyskryminowaną – często nie otwarcie, ale właśnie subtelnie, podświadomie, nie wprost – grupą. Czy są to katolicy wobec Żydów, czy biali wobec czarnych, czy „Polacy” wobec mniejszości LGBT+, czy mężczyźni wobec kobiet – mechanizmy głęboko zakorzenionych uprzedzeń są takie same i zazwyczaj bazują na zwykłej niewiedzy i ludzkim strachu. Do budowania lepszego świata potrzebna jest nam świadomość, wiedza i otwarty dialog między oprawcą a ofiarą. Chęć zrozumienia, że to jest walka o człowieczeństwo, a nie o władzę. Bo system patriarchalny nie obalamy wyłącznie dla kobiet, antysemityzm nie obalamy wyłącznie dla Żydów, a rasizm nie obalamy wyłącznie dla czarnych – celem jest obalenie systemu, który neguje człowieczeństwo, pogłębia nierówności i karmi tę tradycję nienawiści. A żeby system obalić, potrzeba wysiłku obu stron, nie tylko tych uciśnionych. Dobrze by też było obalać nie pięścią, a edukacją.
„Ludzie mają nie wiedzę, a poglądy”, powiedział profesor Malinowski w filmie dokumentalnym o globalnym ociepleniu „Można Panikować” – fajnie by było zacząć to zmieniać i budować te nasze poglądy (zarówno na innych ludzi, jak i na świat wokół) na konretnej wiedzy, a nie odwrotnie.

Na początek edukacji w temacie polecam:
·      tekst Riennahera o Wielkiej Brytanii, z którym się zgadzam i potwierdzam: to jedna z tych rzeczy, które mnie tu zarazem bardzo denerwują, jak i strasznie smucą.
·      Sitting in limbo – produkcja BBC o skandalu Windrush, o którym warto wiedzieć: oglądając trudno uwierzyć, że to działo się kilka, a nie kilkadziesiąt lat temu.
·      Hello, PrivilegeIt’s me, Chelsea – niedługi, dość ciekawy dokument na netflixie, który otwiera dyskusje na temat białego przywileju. Dobry jako wstęp do tematu.
·      13th – szokujący dokument o tym, że w Ameryce niewolnictwo wciąż istnieje: pod postacią prywatnych, kontrolowanych przez wielkie korporacje więzień.
·      Jane Elliott – wystarczy wygooglać imię, materiałów jest cała masa i naprawdę otwiera oczy na problem: bo wszyscy jesteśmy rasistami.