Zebrało
mi się na wspomnienia, więc odgrzewam bardzo stare kotlety zdjęciowe.
W gruncie rzeczy to dosyć zabawne, bo lecąc do Stanów, Nowy Jork niewiele dla mnie znaczył. Owszem - jedno z największych i najpopularniejszych miast świata – to wie każdy. Każdy też kojarzy skądinąd obrazki podobne do tych poniższych. Ale nie każdy już wie, co to znaczy doświadczyć Nowego Jorku. I przywieźć do domu własne obrazki.
Trochę
mnie dziś boli fakt, że gdy lądowałam tam blisko cztery lata temu, praktycznie
nic o tym mieście nie wiedziałam. Łapię się na myśleniu, że dzisiaj lepiej bym
taki wyjazd wykorzystała, co oczywiście jest myśleniem bez większego sensu, bo
to pobyt tam nakłonił mnie do zgłębiania tematu. To była moja pierwsza długoterminowa
wycieczka za granicę. I pierwszy lot samolotem. Jedenaście godzin w powietrzu i
najdłuższy wtorek w moim życiu, to dopiero było doświadczenie! Pobeczałam się,
gdy samolot wreszcie dotknął ziemi – sama nie wiem czy to była ulga, strach,
czy dzika ekscytacja. Nowym Jork jest dla mnie wspomnieniem długiego pasma nowych
doświadczeń i niezapomnianych wrażeń. To już nie jest jedno z największych i najpopularniejszych miast świata. Teraz to jest miasto z duszą. Miasto, które coś dla mnie znaczy.
Chyba
każdy, kto kiedyś był w Nowym Jorku może potwierdzić, że to miasto ma w sobie
coś magicznego. Coś niezapomnianego, co da się uchwycić i zrozumieć tylko będąc tam. Od sierpnia 2008 każde ujęcie tego miasta,
w filmie, serialu czy książce, łączy mi się ze wspomnieniami, kolorami, zapachami, hałasem i przyspieszonym
biciem serca. Chcę tam wrócić i wiem, że kiedyś na pewno wrócę;)