Zaraz koło aktywności i równowagi, w biblioteczce moich ulubionych, życiowych tematów jest komunikacja, z którą wszyscy (bez żadnych wyjątków) mamy spory problem. Ostatnio na facebookowej grupie (której jestem członkiem), wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja na temat inicjowania rozmów i utrzymywania kontaktów. Ktoś zapytał co robić z tymi wszystkimi relacjami, w których to ty zawsze odzywasz się jako pierwszy/a: ciąć czy ciągnąć dalej? Kilka lat temu powiedziałabym bez wahania: nogi za pas, nie warto, ewakuuj się. To zwyczajny brak szacunku i kompletna strata czasu. Dziś śpiewam już na trochę inną nutę. Bo to jednak często trochę bardziej złożona sprawa jest.
Nikt nie lubi, gdy się trzeba o kontakt i zainteresowanie drugiej strony bez przerwy dopraszać. Nikt nie lubi być ignorowany, czy traktowany niewystarczająco poważnie, szczególnie przez ludzi, których sam uważa za wartościowych i w swoim życiu istotnych. I czasem rzeczywiście, ten ciągły brak zaangażowania i chęci inicjowania jest wskaźnikiem potrzeby ewakuacji z niefajnej sytuacji. Czasem, ale nie zawsze. Bo tych wskaźników często jest więcej niż jeden. A i one się mogą między sobą i ludźmi dość mocno różnić.