30/10/2011

Herbaciany snobizm

Idealna jesień: pochmurna pogoda, ciemniejące niebo, gruba biała kołdra w granatowe plamy, muzyka sącząca się z głośników i gorąca herbata w białym kubku z nadrukiem tarniny (jako firmowy znak Tarnowa). Z kubka musi się dymić, musi grzać w ręce, musi ładnie pachnieć. Jesień i zima byłyby nie do zdzierżenia, gdyby nie ciepła herbata w moim ulubionym kubku, falami ciepła rozlewająca się po całym ciele.


Piję herbatę niezależnie od pory roku, ale ilość spożywanych jej litrów znacznie się zwiększa, gdy za oknem robi się chłodniej. O tak, herbata to najlepszy napój pod słońcem. Wszystko jest przyjemniejsze przy herbacie. Uczę się przy herbacie, piszę przy herbacie, oglądam przy herbacie, nudzę się przy herbacie, rozmawiam przy herbacie, płaczę przy herbacie, czytam przy herbacie, pakuję się przy herbacie, nawet sprzątam z kubkiem gdzieś pod ręką. Herbata uspokaja. Bez herbaty nie da się żyć. Herbaty się nie odmawia.

12/10/2011

Teatralna farsa

Poszłam wczoraj do teatru na komedię w doborowej obsadzie. Głupszej fabuły to chyba jeszcze nie widziałam, ale śmiałam się do rozpuku. Bo choć wielkiego sensu to nie miało, to rozrywce służyło pierwszorzędnie, zwłaszcza po siedmiu godzinach na uczelni. Ale choć cała sztuka była bardzo zabawna, tylko po siarczystym KURWA MAĆ z ust Rafała Królikowskiego (którego, swoją drogą, bardzo lubię), sala zatrzęsła się od oklasków. I to był moment, gdy mój śmiech zbladł. Teatr. Wszyscy ubrani elegancko, najlepszy garnitur, żakiet, apaszka, makijaż włączenie z manicure bez zarzutu. Rozdajemy kulturalnie uprzejme uśmiechy wszystkim wokół, prowadzimy konwersacje o sztuce „na poziome”, oh, ależ my się cudownie odchamiamy! A potem klaszczemy z uznaniem, bo ktoś sobie siarczyście przeklął. Tak łatwo nas zadowolić. Tak łatwo to przewidzieć. Siedziałam koło wysoko postawionych urzędników. Pan w ciemnozielonym garniturze po mojej prawej stronie klaskał ochoczo. Ale jak by usłyszał na ulicy mnie - przeciętną młodą osobę, z torbą przewieszoną na ramieniu, słuchawkach w uszach i telefonem w ręku - jak mówię „kurwa mać”, to daje sobie głowę uciąć, że byłby gotów eksplodować z oburzenia.

03/10/2011

2011: goodbye summer

Korzystając z pracowitego weekendu w Krakowie, w sobotę wieczorem, w ramach zapewnienia sobie rozrywki, wybrałam się nad Wisłę razem z Anitą i Kasią żeby wziąć udział w puszczaniu lampionów, które zorganizowane zostało poprzez facebooka.


Idea była świetna, ludzi przyszły całe tłumy, ale organizacja zniweczyła moje plany na imponujące zdjęcia. Spodziewałam się, że będzie tam ktoś, kto zarządzi start całej zabawy, tymczasem ludzie puszczali lampiony jak i kiedy chcieli. Zabrakło więc ogromnej chmury lampionów wzbijającej się w niebo, którą tak bardzo chciałam uwiecznić.