27/07/2011

Hello, I'm The Doctor!

Pomijając moje wakacyjne życie towarzyskie w obrębie miasta, ostatnimi czasy, za pomocą mojego laptopa, (który wynikiem ostatnich badań okazał się dziewczyną - ha, TARDIS też jest dziewczyną!) podróżuję sobie w czasie i przestrzeni razem z „Doctorem Who”. Po obaleniu pierwszego sezonu (9th Doctor) pomyślałam sobie: „Chryste, dlaczego nie oglądałam tego wcześniej, przecież to jest takie zajebiste!”, ale potem szybko się zreflektowałam: w końcu wszystko przychodzi w swoim czasie. I myślę, że faza na „Doctora Who” przyszła, gdy bez wyrzutów sumienia mogę odstawić na bok Harry’ego Pottera i Gwiezdne Wojny i rzucić się w wir nowej, nerdowskiej obsesji! Stare źródło mocy musiało ewoluować, w końcu wszystko kiedyś umiera, a wszechświat nie może stać w miejscu, jakby to The Doctor powiedział. 

22/07/2011

"Epic Finale" part I

Poniższy tekst został napisany 19 listopada 2010, żadnych zmian nie wprowadzałam. Część druga pojawi się, jak ogarnę co dokładnie chcę napisać o drugim filmie. 
_____________________________________
Po półtorej roku przerwy to znowu się stało. Po przedłużającej się ciszy znowu nastąpiła magiczna eksplozja. Potter wrócił na ekrany. Osobiście uważam, że trudno jest oceniać część pierwszą Deathly Hallows, gdy nie zna się jeszcze drugiej, bo siłą rzeczy to powinna być spójna całość. Jednakże MUSZĘ napisać choćby wstępną recenzję, bo majaczące na horyzoncie kolejne miesiące czekania nie wyglądają zachęcająco.

14/07/2011

Moje Potterowe Ja

Odkąd zaczęłam chodzić do szkoły i nauczyłam się czytać, nienawidziłam tej czynności z całego serca. Czytanie kojarzyło mi się tylko i wyłącznie z męką przebrnięcia przez nudne, niezrozumiałe i stare lektury. W efekcie, już jako dziecko, wyrobiłam sobie bardzo nieprzychylne zdanie o książkach. Nie wierzyłam, że istnieje na świecie książka, która potrafiłaby mnie zaciekawić, a nie wymęczyć, dlatego nawet się za takową nie rozglądałam. Czytałam minimum z minimum i to z niezadowoleniem malującym się na twarzy.
W czwartej klasie podstawówki, jedna z moich bliższych koleżanek, która zawsze czytała jak najęta, zaczęła mnie namawiać na przeczytanie Harry’ego Pottera, bo „to jest naprawdę fajne!”. Zbiegło się to w czasie z szumem w mediach: szykowano premierę pierwszego filmu i premierę (polską) czwartej części. Oczywiste więc, że tytuł obił mi się o uszy, ale miałam o tej sadze bardzo, ale to bardzo blade pojęcie: byłam bowiem święcie przekonana, że Harry Potter to historia o chłopaku, który podróżuje w przestrzeni gier komputerowych. Ten (dziś zabawny) wniosek wynikał z tekstu umieszczanego na tyle każdej kolejnej książki – „jeśli sądzisz, że w dobie komputerów sztuka czytania zanika zwłaszcza wśród dzieci to niezawodny znak, że jesteś mugolem!”. Natknąwszy się na ten tekst gdzieś w mediach uznałam, że musi być on ściśle powiązany z treścią książki, co z kolei doprowadziło mnie do przekonania, że „doba komputerów” to sedno historii Pottera. W związku z tym solidnie i konsekwentnie opierałam się gorącym namowom mojej koleżanki. Za żadne skarby świata nie chciałam czytać historii o jakimś CHŁOPAKU i jego głupich GRACH komputerowych.