Luty zaczął się pięknie, a skończył jeszcze piękniej (pomijając mniejsze i większe wypadki losowe). Przy czym w środku też był niczego sobie.
Zresztą sami zobaczcie.
Zresztą sami zobaczcie.
Przy okazji zimowej sesji (która, w moim skromnym doświadczeniu zawsze jest tą gorszą) rozmawiałam sobie z moimi znajomymi porozrzucanymi po różnych uczelniach i kierunkach, i tylko niemo utwierdziłam się (ponownie!) w przekonaniu, że naprawdę jestem tam, gdzie być powinnam. Z podwójną mocą (znowu) dotarło do mnie jak wielkie mam szczęście, że studiuję to, co, mimo tych wszystkich systemowych przeciwności, naprawdę mnie jara. I nierozerwalnie łączy się z pasjami i zainteresowaniami, które dzielnie i wytrwale pielęgnuję.