30/11/2015

2015: kadry listopadowe

Śmiać mi się chce, gdy sobie przypomnę, że jeszcze nie tak dawno listopad był dla mnie najgorszym i najbardziej znienawidzonym miesiącem w całym roku, bo od dobrych czerech lat bywa jednym z najlepszych.
Tegoroczny witałam rodzinnie, pięknym jesiennym dniem w Tarnowie.

27/11/2015

Brzemię impulsywnych

Tekst tematycznie nawiązuje do wykopanego jakiś czas temu Irytka.

Jako człowiek z wyboru aktywny, z natury gwałtowny i impulsywny, a który na dodatek jeszcze przejawia tendencję do nadmiernego analizowania, pragnę wam wszystkim dziś powiedzieć, że życie dla takich jak ja bywa kurewsko wręcz niesprawiedliwe. I jak narzekałam na przekichaną sytuację butelkujących pasywnych, tak oświadczam, że my, impulsywni, wcale lepiej nie mamy. Choć, oczywiście, z zupełnie innych powodów.

20/11/2015

2015: Berlin

To nie był mój pierwszy raz w Niemczech, ale pierwszy w Berlinie. Skorzystałam z uprzejmości Jakuba (który sobie tam chwilowo pieniążki zarabia) i w listopadowy weekend skazałam go na swoją obecność. Trochę narzekał, ale (choć oczywiście nie bez przeszkód) szczęśliwie pozbył się mnie w wyznaczonym terminie ;)


13/11/2015

Dlaczego warto pamiętać?

John Locke, jak na empiryka XVII wieku przystało, twierdził, że człowiek swoją tożsamość buduje wyłącznie na bazie własnych, świadomych wspomnień. Według jego rozumowania, jeśli nie pamiętasz danego wydarzenia, oznacza to, że nie mogłeś/ być jego czynnym uczestnikiem. Wiadomo, ta teoria została szybko zdyskredytowana i wszyscy dziś wiemy, że nieświadomość popełnienia danych czynów, nie zwalnia cię z poniesienia za nie odpowiedzialności (choć może znacznie złagodzić tego konsekwencje).
W tym naiwnym myśleniu Locke’a jest jednak coś, co bardzo mi się podoba i czemu zaprzeczyć nie sposób, tj. kluczowa rola pamięci i subiektywnych wspomnień w budowaniu własnej tożsamości. No a skoro to jedne z głównych tworzyw budulcowych nas samych, to chyba warto byłoby o nie dbać…?

06/11/2015

Ciężkie jest życie blondynki (1)



Blondynką jestem na, i w głowie: „na” coraz mniejszą (pieprzone kłaki z roku na rok coraz bardziej mi ciemnieją), za to „w”, jak się zdaje, coraz bardziej. Bo:

Po pierwsze:
Dzwonię do mamy. Rozmawiamy pociesznie o moich planach na najbliższy weekend, gdy nagle martwieję, w panice obmacuję wszystkie kieszenie, a serce podchodzi mi do gardła.
- O Boże! – wykrzykuję przerażona.
- Co się stało? – pyta mama.
- Zgubiłam telefon! – mówię, równocześnie nurkując ręką w torebkę.
- A przez co ze mną rozmawiasz?
A! No tak. Mam go w ręce.