Gdy w listopadzie 2016 wyjeżdżałam z Polski po raz pierwszy, trzęsąc się ze strachu jak przysłowiowa osika, gdzieś z tyłu głowy majaczył mi wielki (choć nieśmiały) plan na życie nomada. Chciałam spróbować życia, jakie z powodzeniem prowadzili moi ówcześni przyjaciele z hostelu, a które mocno mnie wtedy fascynowało. Choć brałam pod uwagę, że życie może szybko zweryfikować moje plany (których nie śmiałam wtedy głośno nawet nazwać planami), Londyn z założenia miał być tylko pierwszym przystankiem na mojej długiej drodze doświadczania życia w anglojęzycznych krajach.
No i owszem, Londyn był pierwszym – bardzo mi wtedy potrzebnym – krokiem, choć jak się okazuje, niekoniecznie na tej samej drodze. Bo ta droga swoim zwyczajem ewoluowała.