Długie, zimowe wieczory przy ciepłej herbacie z miodem i książce. To tylko w teorii, bo w realiach króluje pożeracz czasu zwany Internetem i muzyka podkręcona do granic możliwości, tak żeby przygłuche sąsiadki nie uroniły choćby jednej brytyjskiej sylaby.
Postanowiłam, że będę się pastwić nad sobą samą. Patrzcie, znowu wpis egocentryczny w pełnej okazałości, bo egocentryzm to moje drugie imię. Jeszcze trochę, a zastąpi i pierwsze. Opowiadam siebie na wirtualnych (a i realnych) kartkach papieru, plotę trzy po trzy (jawnie irytując nadużywanymi przecinkami na k), w tajemnicy choruję psychicznie, inspiruję się dramatami i uwielbiam psychopatów (Skóra w której żyję – CUDO!). Rozpływam się w swojej pyszności i wyobrażam sobie zbyt wiele. A mama tak zawzięcie przestrzegała swoją nieletnią córkę przed ekshibicjonizmem. I co? Przykład ze mnie niemalże książkowy – rodzice mają na nas wpływ tylko do pewnego wieku. Potem, dusza, choć z przypuszczalnie dobrze wpojonymi zasadami, hula i ewoluuje sobie samowolnie.