Grudzień był przede wszystkim miesiącem beztroskiego rozpieszczania: najpierw rozpieścił mnie Muse ogłaszając wizytę w Polsce, a potem rozpieszczałam się już sama, choć zawsze w doborowym towarzystwie ^__^
31/12/2014
27/12/2014
Filmy 2014
Grudzień daleko za półmetkiem, więc podsumowania wrą. Po sztuce przyszedł czas na podsumowanie moich tegorocznych dokonań filmowych. A w tym celu postanowiłam pobawić się w pseudo-krytyka i polecić Wam filmy, które w tym roku szczególnie mnie ujęły.
Zanim jednak, pragnę naprędce zaznaczyć (jak zawsze), że znawca ze mnie żaden i choć w oglądaniu staram się nie ograniczać do jednego gatunku, to moja biblioteczka ulubionych mówi sama za siebie: lubuję się w dramatach, psychologicznych dyrdymałach lub kompletnie przerysowanych dziwnościach. A poniższa lista, rzecz jasna, pochodzi z tej właśnie biblioteczki.
Filmweb poinformował mnie, że w tym roku obejrzałam 124 tytuły, z czego 7 uznałam za subiektywnie godne polecenia (nie licząc tytułów polskich, wspominanych tutaj). Spojlerów nie ma, więc możecie czytać śmiało, a jak któryś z poniższych tytułów już widzieliście (a zakładam, że nie jeden, bo nie obyło się bez oczywistych oczywistości), to chętnie poczytam o Waszych odczuciach i opiniach w komentarzach.
19/12/2014
O studiowaniu (część druga)
Wreszcie uznałam za stosowne (i stosunkowo bezpieczne) zrobić swoisty update o moim studiowaniu. Bo rzecz ma się teraz nieco inaczej: role nieco się poodwracały i wynikły z tego nowe przemyślenia. Co bynajmniej nie neguje tych wysnutych ostatnim razem.
15/12/2014
Sztuka w Krakowie 2014
Zbliża się koniec roku, a z nim liczne podsumowania, wnioski i noworoczne plany. I o ile tymi ostatnimi nie za bardzo lubię się dzielić, tak od wniosków i podsumowań nigdy nie stronię. Dlatego dziś podsumowanie mojego obcowania z Krakowską sztuką.
Mój mały projekt „nachapania się sztuką” nie idzie wprawdzie tak dobrze jakbym chciała, ale nie mogę narzekać: w tym roku ucieszyłam (bądź też zmartwiłam) oczy całkiem pokaźną liczbą różnorodnych wystaw. Nie zawsze miałam przy sobie aparat i nie zawsze było co na nich uwieczniać, ale kilka zdjęć z pracami które wywarły na mnie wrażenie uzbierałam.
11/12/2014
Niczego nie żałuję
Jak bardzo lubię myśleć o sobie, jako o jednostce z niebanalnym usposobieniem, tak nie będę ukrywać, że całkiem skutecznie przemawia do mnie tandeta, wytarte frazy i wszelkie inne oczywiste oczywistości (wszak nie bez powodu jestem zagorzałą fanką Muse, którzy słyną z tego, iż lawirują na pograniczu kiczu i geniuszu). Przemawia do mnie badziewna atmosfera świąt Bożego Narodzenia, uwielbiam wschody i zachody słońca, wzruszam się na ckliwych filmach, a na własnym weselu chciałabym usłyszeć Invincible.
I choć z życiową filozofią „I regret nothing” najbardziej kojarzy mi się liżący dupy 30 Seconds to Mars (ale żeby nie było: poza tym, że na scenie więcej pierdolą o pierogach niż grają i usilnie próbują Ci wmówić, że właśnie przyszedłeś na najlepszy koncert w swoim życiu, to w sumie nic do nich nie mam; posłuchać czasem lubię), to już od dobrych kilku lat gorliwie ją wyznaję.
01/12/2014
25/11/2014
Mogę
Jeszcze pięć lat temu, gdy usiłowałam napisać swój pierwszy list do zagranicznej gwiazdy, byłam święcie przekonana (a przy tym i bliska płaczu), że nie mogę i nigdy nie będę mogła napisać po angielsku listu tak swobodnie, jak piszę je po polsku. Dziś mogę się z tego głośno śmiać, bo już niejeden taki napisałam (choć, rzecz jasna, nie do zagranicznej gwiazdy – z tego, szczęśliwie, zdołałam wyrosnąć). I to śmiać się tym głośniej, że teraz, paradoksalnie, wiele rzeczy łatwiej idzie mi wyrazić na piśmie po angielsku, aniżeli po polsku.
18/11/2014
2014: Stockholm
Odwiedzenie Sztokholmu było spontanicznym pomysłem, i, surprise, surprise, tym razem nie moim (a doprawdy cudownie jest, choć raz na ruski rok, przyjść na gotowe)!
Historia jest krótka: sierpniowym wieczorem siedziałam sobie przed komputerem w akademiku w niemieckim Augsburgu, gdy brat zaproponował mi wycieczkę na koncert Eda do Sztokholmu, razem z jego znajomymi. Odpowiedź była szybka: jak mogę zapłacić po wypłacie, to oczywiście, że lecę. Przecież rudego brytola z gitarą się, z zasady, nie odmawia. Szczególnie, gdy śpiewa TO, TO i TO. I jeszcze TO. Ah, no i TO. Więc 11 listopada w Balicach wpakowaliśmy się w samolot i polecieliśmy: podbijać kolejny kawałek świata.
10/11/2014
Jestem (nie)ważny/a
_____________________________
W życiu od czasu do czasu natrafiasz na człowieka, który przy bliższym poznaniu ze stoickim spokojem oświadcza, że zawsze bardziej dbał o innych niż o siebie. Że to inni zawsze byli ważniejsi, że to zawsze ich, a nie własne problemy spędzały mu sen z powiek.
Z zasady mówią o tym różnie. Jedni z wyraźną nutką dumy w głosie, inni z lekko zagubionym wyrazem twarzy. Niektórzy na pytanie dlaczego nigdy nie pomyślą o sobie, gdzieś w głuchą przestrzeń rzucają „bo ja nie jestem ważny/a”. Jeszcze inni, albo głośno mówić tego nie chcą, albo mówić wcale nie muszą, bo to widać gołym okiem.
Mogłabym się pokusić o motywujący post dla każdej takiej osoby.
Mogłabym, ale zamiast tego, swoim zwyczajem, znowu się wkurwię.
07/11/2014
Faza
Czasami od słuchawek w uszach zdaje się zależeć całe twoje życie.
Nie, to nie to, że rozmowy ludzi w autobusie / tramwaju odbierają ci resztki wiary w społeczeństwo i potrzebujesz sprawdzonego pocieszyciela. Nie, to nie to, że w mieszkaniu nad tobą z namaszczeniem i niebywałą gorliwością używają na przemian młotka i wiertarki i bezzwłocznie potrzebujesz zamknąć się w swoim świecie. I nie, to nawet nie to, że masz podły nastrój i potrzebujesz ukoić nerwy znajomymi dźwiękami.
Czasem po prostu musisz: założyć słuchawki, odpalić wołającą do ciebie gdzieś z otchłani nutę i bezproduktywnie zmarnować dwie, trzy lub dziesięć godzin.
03/11/2014
Zamilcz. Jak już mi powiesz.
Jak już każdy zdołał się przekonać, jestem osobą, którą z natury wiele rzeczy wkurwia. I to nierzadko w bardzo irracjonalny sposób. Można mi powtarzać bez końca, że to nie ma sensu, że szkoda nerwów, że to absolutnie nic nie da, że przecież tylko niepotrzebnie ranię – i siebie i innych. No cóż. Mimo iż debilem nie jestem, mózgu (sporadycznie ale jednak) używam, a w przypływach inspiracji miewam nawet niezłe pomysły, to akurat tego "wkurwiania się" wyperswadować sobie nie umiem. Ot, to już taka integralna część mnie i albo to akceptujesz jako część pakietu, albo wypad z baru. (Bo nie zapominajmy, że istnieje krzyżyk w prawym górnym rogu i opcja „usuń ze znajomych” na fejsbuku: nikt Ci nie każe mnie czytać/słuchać.)
No. Więc jeśli zdecydowałeś się już na cały pakiet, to pozwól mi teraz opowiedzieć Ci o jednej z pierdyliona rzeczy, która niezmiernie mnie wkurwia: o milczeniu. Tym perfidnym.
31/10/2014
2014: kadry październikowe
28/10/2014
Kraków
Choć mieszkam tutaj dopiero od roku, Kraków nigdy nie był dla mnie miejscem zupełnie obcym. Bliskość Tarnowa pozwalała jeździć tu na szkolne wycieczki, a mieszkająca tu rodzina od maleńkości umożliwiała krakowskie wakacje, gwiazdki i święta wielkanocne. To tutaj weekendami zarabiałam swoje pierwsze pieniądze (które przepieprzyłam najpierw na aparat, a potem na Londyn). Innymi słowy: Kraków zawsze był gdzieś blisko.
21/10/2014
Egocentryzm
Jakiś czas temu wygooglowałam sobie egocentryzm i z niemałym zaskoczeniem odkryłam, że stosowana przeze mnie definicja dość znacznie odbiega od tej książkowej. Bo egocentryzm kojarzony jest z natury negatywnie, a ja, tak na przekór, twardo utrzymuję, że tak wcale być nie musi: swój własny postrzegam bowiem bardziej jak zaletę niż wadę (co samo w sobie może stanowić jego silny objaw…).
I myślę, że nadszedł odpowiedni czas na rozwinięcie tej myśli.
Oczywiście pewna część książkowej definicji egocentryzmu pokrywa się z moją: tak, kręcę się wokół własnej osi i nieustannie stawiam swoją nieskromną osobę w ścisłym centrum (mojego) wszechświata; tak, oceniam ludzi, wydarzenia i wszelakie sytuacje jedynie poprzez pryzmat własnych doświadczeń, wierzeń i odczuć, zuchwale zakładając, że mam słuszność. I tak, to niesie, niosło i nieść za sobą będzie negatywne konsekwencje – ciężki ze mnie kompan do życia i każdy, komu zdarzyło się ze mną żyć przez dłuższą chwilę, przyzna mi rację. A jednak śmiem twierdzić, że do autorytarnego narzucania swoich przekonań innym, wciąż jest mi daleko. Żyć innym daję. O ile tylko oni dają żyć mi, ma się rozumieć.
15/10/2014
2014: jesienne Planty
Odnoszę wrażenie, że to oczywista oczywistość, ale w razie jakby ktoś wciąż miał wątpliwości: Kraków najpiękniejszy jest jesienią. A jeśli już nie Kraków, to przynajmniej Krakowskie Planty. Tylko kompletny palant pozbawiony jakiegokolwiek poczucia piękna nie zakochałby się w tych alejkach przykrytych kolorowymi liśćmi i jesienną mgłą (czy też smogiem, ale who really cares, skoro tak ładnie się prezentuje?).
07/10/2014
Filmowe rozczarowania
Zakładam że każdy widz zna to uczucie z autopsji: zaciekawiony, rozentuzjazmowany i z niemałymi oczekiwaniami wybierasz się do kina (ewentualnie odpalasz odpowiedni program na komputerze / wsadzasz płytę do odtwarzacza DVD), ale, mimo iż wychodziłeś z domu pełen nadziei, wracasz pełen wylewającej się bokiem frustracji. Wiecie o czym mówię, prawda?
Oto cztery tytuły, które na słowo „rozczarowanie” nasunęły mi się jako pierwsze.
01/10/2014
2014: kadry wrześniowe
Na wrześniowych kadrach uwieczniłam: największe atrakcje Augsburskiego Zoo, jedną z moich ulubionych zakochanych par (pozdrowienia dla Asi i Kuby!), tarnowską Marcinkę, Mary, wielki dzień Agi i Pawła, absolutnie fenomenalne MEEOW w którym się zakochałam sobotnim wieczorem, i odrobinę Krakowa we wschodzącym słońcu.
28/09/2014
HE FOR SHE
Nadszedł czas, żeby się do tego otwarcie przyznać: jestem feministką.
Ale w tym miejscu powinnam jeszcze (dla własnego dobra) nadmienić, że to (wbrew popularnej acz błędnej opinii) nie czyni mnie ani osobą homoseksualną, ani mniej kobiecą, ani tym bardziej osobą nienawidzącą mężczyzn. Wcale nie chcę pracować w kopalni, udawać że mam jaja i nosić męski garnitur. Ale chcę by taka możliwość istniała.
Nie twierdzę, że kobieta i mężczyzna są tacy sami, że powinni pełnić takie same role i zachowywać się w taki sam sposób. Brońcie niebiosa, zniewieściałych panów i zmężniałych pań i tak już mamy na wyrost. Ale za to uparcie twierdzę, że każdy człowiek – bez względu na płeć – zasługuje na równe szanse: socjalne, ekonomiczne i prawne. Tylko i aż.
25/09/2014
This is what freedom is
Mówią, że najłatwiej jest na wszystko narzekać.
No wiadomo: to się zawsze robi, robiło i robić będzie najłatwiej i najchętniej.
Każdy przecież wie, że złe i niedobre, to życie może być o każdej porze dnia i nocy.
Aż tu jeb: patrz, moje już tak jakby przez dłuższą chwilę właśnie nie może! Serio! Jakby mu się nagle odwidziało. Tak, wiem, wiem, tak pisać to zazwyczaj nie wypada. No ale co ja Ci niby poradzę na to, że się nie mogę przestać cieszyć z tego jak jest? Tu, teraz, tak, a nie inaczej. No dobrze jest! I niby czemu mam to kryć po kątach?
Jasne, że chcę więcej, ale gdzie mi się, kurwa, z tym więcej spieszy? Przecież mogę chcieć więcej, równocześnie wyciskając z tego co mam teraz. Bo mogę i już.
22/09/2014
Wspomnienia
Gdzieś niedawno przeczytałam, że najlepszym sprzętem nagrywającym wcale nie jest najnowsza wersja smartfona, ale ludzki mózg. Powiadają bowiem, że zdecydowanie lepsze od cyfrowych obrazów są nasze wspomnienia: gołe i wesołe.
W gruncie rzeczy, jako miłośnik fotografii, obsesyjna Pamiętnikara i nieuleczalny sentymentalista (co poradzić, po prostu uwielbiam kolekcjonować wspomnienia, a potem się w nich bezpretensjonalnie pławić), wcale niełatwo jest mi się z tym zgodzić.
Ale gdy się nad tym dłużej zastanowić: istotnie jest w tym sporo prawdy.
19/09/2014
ZDJ: Marcinka
Czasem dobrze jest wyjechać.
Chociażby po to, by móc wrócić i docenić stare śmiecie.
Ja po powrocie z Niemiec postanowiłam docenić tarnowską Marcinkę.
Bo zanim w moim życiu zaistniał Zakrzówek, Arthur’s Seat i wszystkie inne ulubione miejsca na ziemi, była sobie właśnie Marcinka (i Wielka Wieś, ale o tym innym razem): Marcinka zimą, Marcinka wiosną, latem i jesienią. Choć najbardziej, rzecz jasna, latem.
15/09/2014
Niemieckie obserwacje
[co prawda Kama ubiegła mnie bardzo podobnym postem dwa tygodnie temu, ale swoje trzy grosze mimo wszystko też postanowiłam wrzucić]
Spędziłam w Niemczech siedem tygodni. I poczyniłam obserwacje.
Po pierwsze: ten kraj śmierdzi gównem. Nie, nie w przenośni. Dosłownie. Niemcy są ewidentnymi fanami nawozu naturalnego. Nawożą wszystko. I wszędzie. Gównem zajeżdża zarówno w ścisłym centrum, jak i w szczerym polu. Ot, taka zapachowa ciekawostka.
12/09/2014
Sprzątanie hańbi?
Dlaczego sobie to zrobiłam?
Bo fundusze na Muse tour no 7 (jak i na realizację kolejnych punktów z mojej kapryśnej Bucket List) na drzewach nie rosną. Niestety.
Na szczęście miałam u boku ekipę z którą kurz, epicko zjebane podłogi, język niemiecki, Szwabia i murzyni wcale nie byli tacy straszni. Pomijając tyranie, mieliśmy niezły ubaw.
Tak więc popierdalałam sobie ze szmatką / synto / szczotką / odkurzaczem / mopem przez bitych 5 tygodni po niemieckich szkołach. I po jednym biurze. Gdzie pracował taki jeden Pan, który nieświadomie zainspirował mnie do naskrobania tych paru zdań.
Ale po kolei.
07/09/2014
Młodzi zdolni
Cudze chwalicie, a swojego nie znacie.
Prawda, nie znam. Ale po zobaczeniu wystawy prac dyplomowych młodych zdolnych (w maju), poznawać zamierzam i oficjalnie chwalić zaczynam.
Bo polskie malarstwo też jest fajne.
Zresztą co tu dużo mówić, postarałam się o dwa dowody.
04/09/2014
Wielkość względna
W każdym jednym poradniku piszą, że jednym z kluczy do szeroko pojętego “szczęścia” jest otaczanie się odpowiednimi ludźmi. Tymi pozytywnymi.
Tyle tylko, że tę „wielkość” należałoby trochę bardziej sprecyzować.
Niby wiem jaką „wielkość” miałam na myśli pisząc ten post, ale ponieważ w życiu nic nie stoi w miejscu, to i ona z czasem nieco w mojej głowie ewoluowała (i ewoluuje sobie dalej).
Wierzę bowiem, że ludzie wielcy – gdzie, uściślijmy, wielki oznacza tyle co inspirujący, czy, jak ja to lubię nazywać, stymulujący – stają się wielcy (w tym metaforycznym, mentalnym i osobistym sensie) tylko wtedy, gdy im na to pozwolimy. No chyba że należymy do tego mniej odpornego procenta ludzi łykających wielkość dyktowaną w mediach; aczkolwiek chyba oczywistym jest, że nie taką „wielkość” mam tutaj na celowniku.
31/08/2014
2014: kadry sierpniowe
Ponieważ tegoroczny sierpień spędziłam na obczyźnie (o tym nieco szerzej niebawem), na zdjęciach pozuje Szwabia, a ściślej mówiąc, całkiem niebrzydki Augsburg, w którym znalazłam się dzięki uprzejmości Asi i Kuby, których bardzo gorąco pozdrawiam! ;-)
Kraj niemiecki – poza językiem (of course!) i wszechobecnym zapachem nawozu naturalnego, którego Niemcy są ewidentnymi fanami – okazał się całkiem znośny.
25/08/2014
Sunny T
Już gdy otwierałam dokument Worda dzień po powrocie do domu, doskonale zdawałam sobie sprawę, że to nie będzie łatwy tekst do napisania. Emocje wciąż jeszcze (!) zawzięcie buzują w moich żyłach, a dobrej jakości nagrania na YouTubie bynajmniej im ostygnąć nie pomagają, co - jak nietrudno sie domyślić - dość znacząco utrudnia ubieranie myśli w słowa.
18/08/2014
2014: Edinburgh pt IV
W poniedziałek znowu przywitała nas piękna pogoda.
Edi bardzo nie chciał nas do siebie zrazić.
15/08/2014
Co ma być, to będzie?
Uwielbiałam to powtarzać. Do zrzygania.
Jak ma pływać, nie utonie.
Przestań, co ma być, to i tak będzie.
No bo przecież nie wierzę w przypadki.
Albo może właśnie wierzę. I to bardziej niż powinnam.
Jakoś nigdy wcześniej nie przeszło mi przez myśl, że takie myślenie jest nie tylko manifestem niezachwianej wiary w coś, czego dotknąć tak naprawdę nie można, ale i przejawem faworyzowania bierności. Poczekaj, przeczekaj, samo przyjdzie. Bo przecież jak ma być, to i tak będzie. Trudno o wygodniejszą filozofię.
Tylko że im dłużej żyję i im dłużej się temu życiu przyglądam, tym mniej w to wierzę.
11/08/2014
2014: Edinburgh pt III
Prawdopodobnie robię się już monotonna, ale jakoś nie mogę przestać podkreślać jak bardzo zakochałam się w tym mieście. Nie starczyłoby mi palców by zliczyć jak wiele znalazłam tam „nowych, ulubionych miejsc”. Wieczorne spacery przy pięknie zachodzącym słońcu jedynie przypieczętowały moje wrażenie z rana.
Pomnik na cześć wiernego psa, który po śmierci właściciela przez długie lata odwiedzał go na cmentarzu.
08/08/2014
Zdradliwa bestia
Przeszło wam kiedyś przez myśl, jak wiele możecie nieświadomie zdradzić osobie, która jest wystarczająco uważnym obserwatorem?
Bowiem do mnie niedawno dotarło jak wiele o mnie samej i moich własnych problemach mogą zdradzić głupie pytania. Albo sam sposób ich zadawania. To prawda co mówią: przez nasze słowa – w każdej możliwej formie – zawsze przebijają się prywatne doświadczenia.
04/08/2014
2014: kadry lipcowe
Na lipcowych zdjęciach (poza dwoma kadrami z Tarnowskiego rynku) królują moje ukochane tropiki w Dzikiej Wsi, razem z Leonem, Julką, kapitalną poranną mgłą, moimi gustownymi gumiakami i punkowym Kacprem. A między tym wszystkim wycinek szkockiego nieba – w Edim i T in the Park.
02/08/2014
Myślenie boli
Coraz częściej w moim najbliższym otoczeniu dyskutuje się na temat myślenia. Koniec końców, wokoło nie brakuje – i pewnie już nigdy nie zabraknie – barwnych przykładów na bezmyślność. Bo dzisiaj z zasady myśli się niewiele. Lub wcale. Mózg większości homo-sapiens szybko przechodzi w stan relatywnego spoczynku. Bo teraz przecież znacznie łatwiej (i wygodniej) jest ciągnąć na automacie.
Znajdą się obrońcy zaniedbywanych mózgów – w gruncie rzeczy sama do nich należę, choć moje zaangażowanie ogranicza się do hejtowania bezmyślności innych, bez zwracania uwagi na moją własną. Którą nierzadko przejawiam.
Ale czy to naprawdę tak źle? Nie myśleć?
Przecież życie kocha paradoksy, a ten o myśleniu mówi, że to nie tylko naprawdę boli, ale też umniejsza szczęście. Bo przecież szczęśliwi nie myślą.
27/07/2014
2014: Edinburgh pt II
Będę z Wami szczera: pogodę mieliśmy bardzo NIE brytyjską. Biorąc pod uwagę, że pierwszą noc spędzaliśmy bez dachu nad głową: chwała Bogu. Ten wschód słońca na pewno będę wspominać do końca życia.
25/07/2014
Jestem szczęściarą
Virginia Woolf miała rację: żeby pisać, kobieta potrzebuje odpowiednich warunków. Pozbądźmy się jednak kontekstu feministycznego: żeby pisać, KAŻDY potrzebuje odpowiednich warunków. A stawiając krok jeszcze dalej: niezależnie od tego kim jesteś, żeby robić to, co naprawdę kochasz, potrzebujesz odpowiednich warunków.
To jest uniwersalna prawda, która nigdy nie straci na ważności.
Korzystając dość aktywnie z portalów społecznościowych, ostatnimi czasy naoglądałam i naczytałam się masy „inspirujących” postów. O tym jak to warto jest walczyć o siebie. Wierzyć w siebie. Odrzucać cudze i społeczne oczekiwania. Robić wyłącznie to, co czyni Cię człowiekiem szczęśliwym. Bo przecież chcieć to móc, wystarczy tylko zdać sobie z tego sprawę. I jakkolwiek bardzo podoba mi się szerzenie tej idei, tak uważam, że omija się tu bardzo istotną kwestię.
Nie każdy potrafi. Nie każdy może. Nawet jeśli każdy chce.
Bo to zawsze łatwiej jest powiedzieć (szczególnie z perspektywy wygodnego fotela w kolejne leniwe popołudnie), niż faktycznie zrobić.
23/07/2014
2014: Edinburgh pt I
Wstęp do tematu: TUTAJ.
W stronę Edynburga wyruszyliśmy w moje 23 urodziny. Lecieliśmy (po kosztach z Warszawy Modlin) z pięciogodzinną przesiadką w Oslo-Rygge.
Okolice lotniska z lotu ptaka zapierały dech w piersiach, więc liczyliśmy na jakiś dwugodzinny spacer. Niestety, nie wyszło: lotnisko na zadupiu (jak Modlin), z jednej strony siatka, z drugiej tereny wojskowe, a z trzeciej autostrada. Ceny autobusów zaczynały się od 20 euro (a my w portfelach mieliśmy tylko drogocenne funty), więc ostatecznie siedzieliśmy na lotnisku, grając w państwa miasta (w czym jestem beznadziejna).
21/07/2014
You're awesome, bro
Wróciłam, siadłam do komputera (moja klawiatura po ponad tygodniu na telefonie jest jak manna z nieba!), otworzyłam nowy dokument Worda i pomyślałam sobie: co ja mam kurwa teraz napisać? Że w gruncie rzeczy to znowu wszystko przez Muse, że znowu przez kilka dni żyłam własnymi marzeniami (konsekwentnie zamieniając je w zajebiste wspomnienia), że znowu chodziłam po obcej ziemi naćpana nieziemską radością, i że teraz znowu mam okropną (post-festival; post-Edi) depresję? A czy to nie jest oczywista oczywistość?
Tak, znowu zostawiłam kawałek serca daleko od domu i znowu mam potworny problem ze złapaniem równowagi bez niego. Ubytek robi swoje: płuca jakby trochę zmniejszyły objętość, a pod czaszką kwitnie emocjonalny burdel. Którego ogarnianie trochę potrwa.
Ale nie próżnuję: zdjęcia się przerabiają, emocje się trawią, a gardło powoli zbiera siły, by odbudować struny głosowe. Na pewno będzie tu dużo rzygania tęczą.
01/07/2014
28/06/2014
T in the Park
Choć na usta bardziej ciśnie mi się soczyste: T in the fucking Park, kurwa!
Bez względu na czynniki zewnętrzne, od przeszło dwóch tygodni żyję na nieustannym haju. Haju muzyczno-emocjonalnym, ma się rozumieć.
Perspektywa tego, co wydarzy się w moje 23 urodziny zbija mnie z nóg dawką emocji rodem z maja 2013: równocześnie sram po gaciach (choć zdecydowanie mniej niż rok temu, bo pod ręką mam brata, który jedzie podbijać Szkocję razem ze mną) i rzygam tęczą na wszystkie strony. A to będzie dopiero początek. Początek tygodnia mojego życia.
Że jak?
Nie, nie wygrałam w totolotka.
24/06/2014
Przestrzenie pamięci i wyobraźni
W moim niedługim życiu (a jeszcze krótszym „stażu foto”) brałam udział w trzech warsztatach fotograficznych. Pierwsze dwa odbyły się w ramach tarnowskiego ArtFestu, trzeci w ramach Miesiąca Fotografii w Krakowie. Ponieważ nie wierzę w przypadki (ani w tej, ani w żadnej innej kwestii), wiem, że wszystkie trzy były mi pisane: dokładnie w tamtym momencie, tamtym miejscu i z tamtymi ludźmi. Po pierwszym zadałam sobie (arcyważne!) pytanie czym jest dla mnie fotografia. Na drugim zrozumiałam do czego to moje fotografowanie dąży (albo dążyć bardzo by chciało), a na trzecim nie tylko rozbudziłam uśpione zmysły, ale i poznałam nowe sposoby na poszukiwanie inspiracji: zarówno w otoczeniu, jak i w sobie samej.
20/06/2014
Bucket List
Czyli tzw. lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią (jeśli istnieje jakikolwiek lepszy odpowiednik tej frazy po polsku, to bardzo proszę o oświecenie!).
Kiedyś myślałam, że to lewy pomysł. Naiwny i kompletnie bez sensu. A już na pewno bez jakiegokolwiek pokrycia: przecież od samego spisywania marzenia się nie spełniają! Co jak co, ale jako kompulsywna Pamiętnikara wiem o tym najlepiej.
Zmieniłam zdanie, gdy skreśliłam z takiej listy pierwsze trzy marzenia.
Bo to już nie marzenia, tylko wspomnienia.
I to wykurwiście zajebiste wspomnienia.
12/06/2014
Photomonth 2014
W Krakowie właśnie dobiega końca Miesiąc Fotografii z którego aktywnie korzystałam: biegałam po wszelkich możliwych wernisażach, wystawach i spotkaniach, przekonując się (po raz kolejny!), że sztuka, kurczę blade, jest naprawdę fajna i bardzo inspirująca. Zwłaszcza, gdy samemu cierpi się na syndrom artystycznej duszy.
Miesiąc Fotografii to dla mnie generalnie świetna sprawa: zdjęcia trzaskam od lat paru, więc nowych wrażeń w tej sferze jakoś nigdy nie jest mi mało. Szczególnie, gdy mobilizują i inspirują do własnych prób tworzenia czegoś odrobinę bardziej wartościowego. Podczas tegorocznej edycji, największe wrażenie wywarły na mnie dwie z głównych wystaw i jeden niewinny cytat.
Subskrybuj:
Posty (Atom)