Tak fajnie byłoby zawsze wiedzieć co chce się w życiu robić, być takim super ogarniętym już od samego początku – usłyszałam pewnego słonecznego popołudnia.
W pierwszym odruchu chciałam przytaknąć: bardziej z przyzwyczajenia, niż poczucia słuszności postawionej tezy. Ale nim poddałam się impulsowi, dotarło do mnie, że się z tym kompletnie nie zgadzam. Ogarniętym? A czy miano ogarniętego, nie wymaga przypadkiem wcześniejszego nabrojenia – żeby w ogóle było co ogarniać? Bycie pewnym gdzie się zawodowo wyląduje już w podstawówce pod moją definicję ogarnięcia bynajmniej nie podpada. Robienie dziesięciu tysięcy fakultetów i poświęcanie całego swojego życia – nie tylko towarzyskiego – dla kariery naukowej, jakoś też się z nią dziwnie mija.
Tak więc właśnie może wcale niefajnie.
Dlaczego? Bo to super ogarnięcie już od samego początku z miejsca wyklucza błądzenie. A że jestem świeżo upieczoną fanką niewiadomej, toteż zawzięcie oponuję.