Jest jak zawsze: zabawnie.
Pasja, odrobina szczęścia, trochę pracy i nagle jestem dobra. Stanowię wyzwanie. Konkurencję. A nawet poważne zagrożenie. I podejrzliwie cieszy mnie to odkrycie.
Zbieram w sobie nowe pokłady nieugiętej wiary w siebie, która (daj Boże) pomoże mi skutecznie kultywować motywację. Bo już wiem, że będę jej bardzo potrzebować.
W moim życiu obowiązują pewne ironiczne schematy. Uporczywie prześladujący mnie pech bywa oznaką nadciągającego sukcesu. Z kolei gdy wszystko zaczyna się układać po mojej myśli, na pewno niechybnie nadciąga jakaś paskudna komplikacja, przeważnie w postaci kolejnej złośliwości losu. Bo przecież nic nie może być idealne.