Część druga, która myślałam, że nigdy nie powstanie.
(po część pierwszą odsyłam TUTAJ)
Otóż kolejki wkroczyły na nowy poziom i teraz źle jest już nawet w prywatnych poradniach. Z których to korzystam głównie dlatego, że moi lekarze albo już mnie w ramach NFZ nie obejmują (koniec końców przekroczyłam magiczną granicę pełnoletniości kilka lat temu), albo dla własnej wygody i zdrowia psychicznego ze współpracy z NFZ zrezygnowali. Jako, że zdrowie sobie cenię, zaufania na prawo i lewo nie rozdaję, a do ludzi się dość łatwo przywiązuję, toteż nie wyobrażam sobie iść do lekarza specjalisty innego niż ten, który leczy mnie od paru dobrych lat, lub nawet od maleńkiego. Gdy więc moje porysowane szkła domagają się wymiany, a okresowe badania standardowego uaktualnienia i fachowej konsultacji, dreptam sobie do prywatnego gabinetu. Wygodniej, prościej, szybciej i, oczywiście, o wiele drożej.