30/09/2016

2016: kadry wrześniowe

Po nijakim czerwcu, marnawym lipcu i pełnym stagnacji sierpniu przyszedł czas na pełen dobroci wrzesień, z którego to początkiem okazało się, że najlepszym lekarstwem na niemoc fotograficzną jest zakupienie nowego obiektywu. I tak jak z poprzednich trzech miesięcy nie miałam jak uzbierać kadrów, tak we wrześniowych tonę.
Obiektyw okazał się wprawdzie niewiele lżejszy od mojego starego Canona i pożarł resztki moich oszczędności, ale pierwsze testy szybko mi to wynagrodziły.

29/09/2016

2016: Budapeszt

To był wyjazd towarzyski. Były wschody i zachody słońca, dobre i niedobre żarcie, wybuchy dwa bloki dalej, wino, wino i jeszcze raz wino, a przede wszystkim kupa śmiechu i masa pozytywnej energii z trzema oszołomami: Kubą, Monią i Sebą. Budapeszt może mieć chujową obsługę klienta i płatne toalety, ale w odpowiednim towarzystwie jest zajebisty.
A  nie dość że towarzystwo doborowe, to jeszcze pogoda nam się udała!

16/09/2016

Gorzej być może... i jest

Nienawidzę powiedzenia, że “gorzej już być nie może”, bo to jakby rzucić losowi wyzwanie. A los (przynajmniej w mojej sprawie) zazwyczaj ochoczo je podejmuje. Więc się tego oduczyłam. Bo gorzej może być zawsze. I zazwyczaj jest. Również z moim pisaniem. Ha, dawno nie było tutaj posta stricte o pisaniu, co nie? No to proszę, gotujcie się na marudy młodej Werterki i wielkie metafory życia zaklętego w 26 literach.

09/09/2016

Kubek herbaty

Była piąta rano. Nie mogła spać już trzecią noc. Za dużo się wokół niej działo, za dużo od niej wymagano. Wstała, włożyła szlafrok, nastawiła wodę na herbatę. Tak intensywnie wpatrywała się w powoli jaśniejące za oknem niebo, że nawet nie zauważyła, gdy woda się zagotowała. Zalewała herbatę w zmyśleniu, zastanawiając się, jakiej dzisiaj wymówki użyje, żeby się z nimi nie spotykać. Widok ich zmartwionych twarzy bolał ją najbardziej. Wolała pustkę w domu i marne odbicie swojej własnej twarzy w brudnym lustrze niż te ich pełne współczucia i zatroskania miny.

02/09/2016

Odpuść sobie

Chorobliwie dużo miejsca poświęcam tu na tłuczenie sobie (i wam) do łba, że należy wyciskać z siebie wszystko i jeszcze więcej. Że może i powoli, ale trzeba wystawiać kolejne części ciała poza tą przyjemną acz ograniczającą strefę komfortu; że trzeba konsekwentnie naciągać zasady i poszerzać swoje granice; że trzeba zaskakiwać: siebie i innych. Koniec końców, czym byłoby życie, gdyby nie stanowiło wyzwania i nie pchało nas do przodu…?
Tylko że po drugiej stronie tego dumnie skrzącego się w słońcu medalu jest tzw. odpuszczanie. I choć brzmi to jak totalne zaprzeczenie tego, co zazwyczaj próbuję wszem i wobec wmawiać, jest absolutnie niezbędne do poprawnego funkcjonowania tej skomplikowanej machinerii zwanej spełnieniem.
Bo w życiu najważniejsza jest równowaga.