Znowu wróciłem późno. Odurzony alkoholem, który wypiłem w ciasnym i dusznym pubie naprzeciwko Twojego mieszkania, ledwie trafiłem do hotelowego pokoju. Z hukiem zatrzasnąłem drzwi z numerem sto trzydzieści. Nie pomyślałem o otworzeniu drzwi na balkon, czy choćby uchyleniu okna. Zaduch wcale mi nie przeszkadzał, po prostu nie zwracałem na niego uwagi. Nie pamiętam żebym się mył, rozbierał czy cokolwiek jadł. Nie pamiętam nic. Kamera wylądowała na fotelu, a ja na łóżku. Film szybko mi się urwał.
Obudziłem się w południe następnego dnia. Było piekielnie gorąco, słońce waliło po ciemnych zasłonach, robiąc z hotelowego pokoju prawdziwą saunę. Czułem jak włosy przyklejają mi się do czoła. Nie miałem siły zwlec się z łóżka i otworzyć balkonu. To był zbyt duży dystans. Stać mnie było jedynie na zdjęcie przepoconej koszulki i zrzucenie pościeli na ziemię. Leżałem półnagi, rozwalony na dwuosobowym łóżku. W skroniach mi pulsowało.