27/12/2012
To gdzie składasz na magisterkę?
20/12/2012
Niedowartościowani
14/12/2012
2012: zimowe spacery
11/12/2012
My week
Studiowanie. Trzeci rok. Praca licencjacka. Sześć egzaminów. Nauka.
I dwa koncerty niezawodnie rozświetlające poszarzałe niebo (jeden wspomnieniami, drugi ekscytująco-nerwowym oczekiwaniem).
Cały weekend muszę sobie przypominać, że czytam lektury nie dla wykładowcy, ale dla siebie. Kupkę z przygotowanymi materiałami do naskrobania pierwszego rozdziału przesuwam z miejsca na miejsce. Wypociłam trzy strony. Dlaczego nikt mi nigdy nie powiedział, że parafrazowanie cudzych słów to najgorsza forma pisania jaką ktokolwiek, kiedykolwiek wymyślił? Złoszczę się. Tydzień przerwy. Wypociłam następne dwie. Brainwashing nadgryziony, ale za to Orwell siedzi w kącie i płacze gorzko, że go zaniedbuję. Czas ucieka, zegar tyka, stres mi się włącza. Robię sobie herbatę. Planuję nowe dziwolągi na brudnych resztkach moich żółtych ścian. Oglądam nie to, co trzeba. Piszę, ale nie to co trzeba. Włączam się w dyskusje, w których mnie w ogóle nie chcą. Ignoruję zmieniające się cyfry na komputerowym zegarze. A w nocy zasnąć nie mogę, bo zżera mnie wewnętrzny stres i wyrzuty sumienia, że czas zmarnowałam i wciąż niewiele napisałam. Nienawidzę deadline’ów.