03/12/2012

Bezinteresowność

Pomyślałam sobie, że w naturze ludzkiej nie istnieje coś takiego jak bezinteresowność. Nie ma rzeczy, której nie robiliśmy bez powodu – mniej czy bardziej świadomego. To takie przekleństwo istot myślących. Bezinteresowność to tylko wymyślony przez nas frazes, nie niosący za sobą prawdziwego znaczenia. Bo jak się nad tym dłużej zastanowić, to każde, absolutnie każde działanie ma jakąś motywację, jakiś powód, jakiś cel, który, koniec końców, z zamierzenia, ma przynosić nam korzyść.


Nawet katoliccy święci nie byli bezinteresowni, bo ich działania wypływały z wiary i nadziei na niebo – nie robili więc czegoś za nic; robili coś w imię czegoś, żeby potem zostać wynagrodzonym w niebie. Mimowolnie oczekiwali korzyści ze swoich działań, bo wierzyli w życie wieczne. I czy nie wszystko się do tej interesowności sprowadza?
Człowiek kalkuluje, myśli, bo musi mieć (na swój sposób) rozważony i zrozumiały powód, cel bądź interes, żeby przejść do działania. Może go sobie w pełni nie uświadamiać, może się tego wypierać, ale koniec końców taka jest nasza natura – zawsze czegoś oczekujemy, jako efekt czy rezultat naszych działań. Cokolwiek byśmy nie robili.
Myślę, że to właśnie brak bezinteresowności powoduje, że na świecie istnieją systemy władzy, społeczeństwa, hierarchie, religie, ruchy polityczne. We wszystkim chcemy mieć jakiś cel. Bezustannie doszukujemy się we wszystkim zrozumienia, jakiejś zależności, chcemy wszystko określić, wszystkiemu nakreślić jakieś granice, mieć jasny i sprecyzowany powód istnienia. Gdyby bezinteresowność istniała naprawdę, nic na świecie nie działałoby tak jak działa.
Czyż nie tak