31/12/2019

2019: Piątka grudnia


1.   Słońca w zimie może nie ma w Szkocji zbyt wiele, bo jak już się pojawia to na krótko, ale światło jakie rzuca wtedy w moim pokoju jest warte długiego wylegiwania się w łóżku z książką i kawą. To jedna z tych małych rzeczy, za które uwielbiam zimę (i mój pokój, i moje popołudniowe zmiany w pracy). Grożono mi, że szybko znienawidzę zimę w Wielkiej Brytanii, ale póki co się nie zanosi. Wszechobecna ciemność jakoś szczególnie mnie nie przeraża, bo wiem że nastąpi po niej okres wszechobecnej jasności. Ot, rytm życia. Który ostatnio bardzo sobie cenię.

20/12/2019

2019: Glencoe

Początkiem maja, razem z dwojgiem moich znajomych z Polski (którzy mają mocną zajawkę na Szkocję, bo to był już chyba ich piąty raz) pojechaliśmy na siedmiodniową wycieczkę w moje wymarzone Highlandsy.


No i co tu dużo gadać, Szkocja jeszcze nigdy mnie nie zawiodła (o moich zachwytach nad Skye można poczytać tutaj). I po długiej, męczącej selekcji (bo zdjęć przywiozłam ze sobą kilkaset) mam dla was setkę (blogowy rekord) kadrów.

13/12/2019

Najlepszy czas w życiu

Nie pamiętam od kogo usłyszałam to po raz pierwszy, ale przez jakiś czas dane mi było wierzyć, że najlepszy czas w życiu to liceum. No więc czekałam na to liceum jak na zbawienie. Tyle się przecież miało wydarzyć, tyle odmienić! A zmieniło się w gruncie rzeczy niewiele i zamiast z rozrzewnieniem, wspominam liceum raczej pod kątem cennych lekcji o tym, czego lepiej unikać. Potem ktoś wspomniał, że studia, studia to najlepszy czas w twoim życiu! Z perspektywy, owszem, był to świetny, ale dość burzliwy okres, który też bardziej wspominam z wdzięczności do życiowych lekcji niż jakiś niezapomnianych doświadczeń.
Gdyby ktoś mnie dziś zapytał o najlepszy czas w moim życiu, odpowiedziałabym, że to tu i teraz.

07/12/2019

2019: Piątka listopada


1.    Jeszcze kilka lat wstecz z pasją nienawidziłam listopada. Wydawał mi się najbardziej depresyjnym i nijakim miesiącem w całym roku. Odmienił to koncert Muse w Łodzi (w 2012) – od tamtej pory nie było listopada, w którym nie działoby się coś naprawdę fajnego. Ba, przez ostatnie dwa lata nie było miesiąca, w którym nie miałabym za co być sobie i życiu wdzięczna. Dziś już nie potrafię wskazać ulubionego miesiąca: każdy jeden ma w sobie coś, co bardzo lubię. Bo mój rok wreszcie podporządkowany został rytmowi, który wypływa gdzieś tam z głębi mnie samej, a nie wszystkiego i wszystkich wokół. O czym krótki post wyprodukowałam ostatnio tutaj.