30/06/2017

2017: kadry czerwcowe

Czerwiec zleciał szybko. Nie obeszło się bez stresów, nerwów i znaczących zmian. Było intensywnie. Na zdjęcia za bardzo czasu nie miałam, ale kilka kadrów standardowo zebrałam.
Wydarzeniem miesiąca była moja bardzo krótka i intensywna wizyta w Polsce: niby urlop, niby fajnie, a w gruncie rzeczy wróciłam bardziej zmęczona niż wypoczęta…

27/06/2017

Taka już jestem?

To będzie tekst wysoce skażony hipokryzją, bo sama używam tej wymówki nagminnie, najczęściej w odniesieniu do mojego wulgarnego (i impulsywnego) sposobu wyrażania się. Bo taka już jestem (wulgarnie gwałtowna) i jak ci to nie pasuje, to na drzewo dziuple czyścić, bo prędzej wypolerujesz dzięciołowi chatę na błysk niż  coś tu wskórasz. Bo zmieniać to ty sobie możesz co najwyżej siebie.
A no i właśnie. Moja ukochana samo-świadomość znowu kłania się wszystkim nisko. Powiedzieć “taka już jestem” to nic złego, o ile tylko świadomi jesteśmy jaki sygnał wysyłamy. I o ile nie kopiemy nim pod sobą kolejnego, malowniczego dołka. A w moim skromnym odczuciu rzadko kiedy ktokolwiek zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo samemu sobie przeczy (ze mną włącznie, nie myślcie sobie).

21/06/2017

Mój magiczny Edi

Opisując moją podróż do Edynburga w 2014, przynajmniej dwukrotnie napisałam pod zdjęciami, że to „na pewno” nie była moja ostatnia wizyta w tym mieście. Słowa sobie dotrzymałam i wróciłam: w teorii na trzy miesiące, w praktyce okazuje się (póki co), że na dłużej. Gdy leciałam ostatnio na kilka dni do Polski, widząc to „moje” miasto i oddalającą się Szkocję z góry, przeszło mi przez myśl (nie po raz pierwszy zresztą), że naprawdę mogłabym nazywać to miejsce domem. Powrót wyglądał podobnie: choć lądowaliśmy już bliżej północy, niebo wciąż jeszcze ziało niesamowitymi kolorami od strony zachodu, fundując niezapomniane widoki na moją ukochaną wyspę. Może mam jakieś nienaturalne szczęście do tutejszych warunków pogodowych, ale naprawdę trudno mi przypomnieć sobie piękniejsze widokówki. Edynburg i Szkocja bez wątpienia kradną moje serce. Z dnia na dzień coraz bardziej.


Powody, dla których nie chcę się stąd na razie ruszać, mnożą się wprost proporcjonalnie do spędzonego tutaj czasu – i dziś trochę o nich.

09/06/2017

2017: The Hairy Coo Tour

Odkąd poznałam co to podróżowanie na własną rękę (acz niekoniecznie samemu), unikam zorganizowanych wycieczek jak ognia. Dla tej z The Hairy Coo zrobiłam wyjątek z dwóch powodów: po pierwsze była za darmo, a po drugie polecił mi ją brat, który wrócił z niej (razem z Mają) bardzo zadowolony. Namówiłam więc Magdę i w ostatni weekend maja wsiadłyśmy w pomarańczowy autobus podbijać wyższe regiony Szkocji.
Choć nie była to wycieczka wybitnie fajna, to (podobnie jak mój brat), wróciłam z niej całkiem zadowolona. Przy wszystkich minusach z grupowym zwiedzaniem związanych, było to całkiem udane, krótkie wprowadzenie do highlandsów.

04/06/2017

Extremes are easy

W którymś podcaście Włodka Markowicza (za dużo ich było żebym pamiętała w którym, a słucham każdego) padło nazwisko gościa (Colin Wright), który odważnie wdepnął w minimalizm. Zainteresowana, wrzuciłam go w wyszukiwarkę youtube’a i wyskoczyło mi video z TEDa pt. ‘Extremes are easy’, który z automatu dodałam do mojej watch later listy. Bo tytuł obiecywał temat, który już od bardzo długiego czasu się we mnie kotłował. Zanim więc kliknęłam play, miałam wobec niego oczekiwania. I nadzieję.