27/04/2013

27 Tarnowska Nagroda Filmowa

Pisałam (i mówiłam) to już nie raz, ale powtórzę tak czy siak: denerwują mnie ludzie, którzy twierdzą, że polskie kino jest nudne i niewarte poświęcenia cennego czasu. Bo o ile telewizji polskiej mam do zarzucenia wiele i z reguły jestem raczej filmowym i serialowym anglofilem, to kino polskie ostatnich lat lubię bardzo. A nauczyłam się je lubić właśnie dzięki Tarnowskiej Nagrodzie Filmowej.
Gdyby nie TNF, dziś pewnie ciągle skąpiłabym pieniędzy na polskie projekcje filmowe, jak ognia unikając premier. Siedziałabym po drugiej stronie barykady, kręciła nosem na polskie tytuły, zawzięcie twierdząc, że wolę produkcje anglojęzyczne (co w sumie nie mija się dziś z prawdą, bo, z oczywistych względów, produkcje anglojęzyczne, szczególnie brytyjskie, darze wyjątkowym uczuciem). Szczęśliwie się jednak złożyło, że moja mama zaszczepiła we mnie miłość do kina i zostałam świadomym fanem polskiej kinematografii ostatnich lat.


W tym roku projekcji konkursowych było 18, z czego jedną ominęłam, a trzy z nich widziałam wcześniej. Widziałam też jedną projekcję specjalną. Nie będę komentowała wszystkiego, co widziałam. Skupię się na konkursowych tytułach, które osobiście uważam za warte polecenia. trzech kategoriach.

20/04/2013

Tankowanie

Uwierzcie, nie ma to jak wyjechać za granicę, gdzie z dumą używają znienawidzonego przez ciebie języka – niechętnie posługując się jakimkolwiek innym – i trafić na samoobsługową stację gazu.
Grzecznie dreptasz do urządzenia, które ma Ci ułatwić tankowanie. Dopasowujesz odpowiednią końcówkę. A przynajmniej wydaje Ci się, że umocowałeś tę odpowiednią. Podłączasz urządzenie do otworu w aucie. Stajesz przy automatycznej maszynie, przyglądasz się jej przez chwilę, po czym z zadowoleniem wciskasz opcję ENGLISH. Zrozumiałe polecenie mówi, że aby kontynuować, należy dotknąć zielonego pola. Dotykasz. I na tym łatwa część się kończy, bo, ni stąd ni zowąd, bez żadnego ostrzeżenia wyskakuje czerwone pole z niezrozumiałymi słowami w najgorszym języku świata. Po zrozumiałym i zawsze mile widzianym angielskim ani śladu. Nie masz zielonego pojęcia, co tam jest napisane, a boisz się klikać bezwiednie. Po chwili konsternacji, zrezygnowany i już nieco podirytowany ruszasz do kasy, gdzie przefarbowana na platynowy blond pani po czterdziestce mierzy cię wyjątkowo nieprzychylnym wzrokiem, gdy zaczynasz swoją wypowiedzieć od angielskiego excuse me. Łamaną angielszczyzną tłumaczysz, że masz problem z maszyną na zewnątrz i potrzebujesz pomocy. Pani kasjerka zdaje się rozumieć Twoją wypowiedź, ale ku Twojemu coraz większemu poirytowaniu, w odpowiedzi używa zupełnie Ci obcych słów, które bynajmniej nie brzmią jak język angielski. Gdy kończy swoją wypowiedź, Ty stoisz przed nią jak to ostatnie ciele i z zażenowaniem dukasz: don’t understand.

16/04/2013

2013: Lwów

Na Ukrainie, jak i w samym Lwowie, zawitałam już po raz trzeci, ale był to pierwszy raz zupełnie prywatnie, bo odwiedzając kuzynkę, która dzielnie tam studiuje (pozdrawiam!).
Z dwóch poprzednich (szkolnych) wycieczek Lwów zapamiętałam jako biedne, zaniedbane, ale klimatyczne miasto, gdzie niebywała ilość pań zwykła nosić gustowne, białe kozaczki. I choć od mojej ostatniej wizyty minęło już kilka lat, niewiele się zmieniło. Panie nadal (choć może w nieco mniejszej liczbie) z uwielbieniem noszą białe kozaczki.
Tym razem jednak, dzięki kuzynce, zapamiętałam Lwów zupełnie inaczej ;-)
  


09/04/2013

And this chaos, it defies imagination

Powoli, ślamazarnie i z nie lada oporem ogarniam swój prywatny burdel. Po piwie.
Koniec z narzekaniem na pogodę. Od dziś mam wiosnę.


Przejmuję odrobinę kontroli nad wszechobecnymi problemami.
Śnieg topnieje, wyciągam trampki. W dupie mam słońce, zaświecę sobie własne.

01/04/2013

Problemy niedoszłego anglisty

Jako osoba, która na co dzień posługuje się dwoma językami (rodzinnym polskim i obcym angielskim), dzień w dzień, chcąc nie chcąc, borykam się z mniejszymi i większymi językowymi problemami. Jedne są zabawne, inne irytujące, a jeszcze inne stanowią spore wyzwanie. Swoje złe przyzwyczajenia mam po obu stronach medalu: są naleciałości z angielskiego w moim polskim i z polskiego w moim angielskim (niestety). Ale jako, że te pierwsze są znacznie przyjemniejsze w obyciu, to na nich się skupię.