31/12/2015

2015: kadry grudniowe

Grudzień, jak co roku, odznaczał się świątecznymi ozdobami, światełkami, świeczkami, znajomymi twarzami i dobrym jedzeniem. Co prawda nie wypiłam w tym roku świątecznego grzańca, ale gorącej czekolady w Manufakturze nie zabrakło.
Był też pierwszy śnieg, moja ulubiona przekąska przywieziona przez brata prosto z Hamburga, Domowe Melodie i Magiczny Miecz (nowa ulubiona gra przy piwie).


25/12/2015

Podsumuj zanim postanowisz

O tym, że warto mądrze i dobrze pamiętać, już tutaj pisałam. Dziś ten temat trochę rozwijam, usiłując wam uświadomić, że podsumowania ważniejsze są od postanowień. Bo wierzę, że naprawdę są. I jeśli waszym największym noworocznym marzeniem jest wreszcie skonstruować postanowienie możliwe do zrealizowania, to najwyższy czas stworzyć je na solidnej bazie dogłębnych acz rozsądnych podsumowań tego, co już było.

18/12/2015

Filmy 2015

Jak informuje mnie filmweb (od którego jestem trochę uzależniona), w tym roku (so far) obejrzałam 109 tytułów. Jak na liczbę pochłoniętych seriali i mocno ograniczony czas wolny, źle na pewno nie jest.
W zeszłym roku w ramach podsumowań przygotowałam zestawienie filmów wartych polecenia; w tym roku stawiam krok dalej i zestawiam tytuły, które mnie zachwyciły z tymi, które mnie zawiodły. Przy okazji przypominam, że w tym roku publikowałam Filmową Szkołę Jazdy, a o polskich tytułach (które tu celowo pomijam) wypowiadałam się TU i TUTAJ.  

11/12/2015

Sztuka w Krakowie 2015

Mój plan sporadycznego „odchamiania się” wciąż trwa. Co prawda w tym roku swój wolny czas w lwiej części poświęcałam zgoła odmiennym (od sztuki) rozrywkom, ale i na nią czas się, rzecz jasna, znalazł. Standardowo pobiegałam trochę po muzeach i kinach, zaliczyłam kilka festiwali, wystaw i eventów, a nawet zawitałam w teatrze pod Wieżą Ratuszową.
Z natłoku różnorodnych wrażeń, tak jak rok temu, wybrałam te, które najbardziej zapadły mi w pamięć.   

04/12/2015

Zdradliwe cele

Wiecie, generalnie to nie wydaje mi się, żebym miała jakieś specjalnie prawo narzekać. Jak już zdążyłam kiedyś zauważyć, jestem szczęściarą: niczego (z podstawowego pakietu potrzebnego do komfortowego życia) mi nie brakuje, mogę sama o sobie decydować i wytyczać sobie kolejne cele. Jest dobrze, naprawdę dobrze.
Tylko czasem, tak jak Clementine w moim ulubionym filmie, dostaję niewytłumaczalnego ataku paniki, który bez uprzedzenia paraliżuje mnie na dobrych kilka sekund: bo co jeśli nie wykorzystuję danego mi czasu i szans w pełni? Co jeśli się marnuję?