15/12/2014

Sztuka w Krakowie 2014

Zbliża się koniec roku, a z nim liczne podsumowania, wnioski i noworoczne plany. I o ile tymi ostatnimi nie za bardzo lubię się dzielić, tak od wniosków i podsumowań nigdy nie stronię. Dlatego dziś podsumowanie mojego obcowania z Krakowską sztuką.  
Mój mały projekt „nachapania się sztuką” nie idzie wprawdzie tak dobrze jakbym chciała, ale nie mogę narzekać: w tym roku ucieszyłam (bądź też zmartwiłam) oczy całkiem pokaźną liczbą różnorodnych wystaw. Nie zawsze miałam przy sobie aparat i nie zawsze było co na nich uwieczniać, ale kilka zdjęć z pracami które wywarły na mnie wrażenie uzbierałam.


Jednym z moich ulubionych – i regularnie odwiedzanych – muzeów w Krakowie jest MOCAK. Z dwóch powodów: po pierwsze we wtorki mają wejście za free, a po drugie do sztuki współczesnej (mimo iż często jej nie kumam) jest mi najbliżej. Chociażby dlatego, że żyję sobie współcześnie i mam te swoje chorobliwe, artystyczne zapędy – więc jak mnie już gdzieś kiedyś będą chcieli wystawiać, to pewnie właśnie tam (taki tam, ha ha, żarcik-astronaucik). Poza tym, tworząc cokolwiek, chociażby na skalę prywatną, dobrze jest zbadać grunt i przekonać się, co jest teraz w cenie. A z moich obserwacji wynika, że cała sztuka współczesna sprowadza się do koncepcji: znacznie bardziej od samego wystawionego dzieła (abstrahując już od tego czy dziełem to faktycznie nazwać można) liczy się bowiem pomysł za nim stojący.
I tak, to prawda: bez opisów większość ekspozycji w MOCAKu wydaje się kompletnie pozbawiona sensu. Choć akurat dwa pierwsze zdjęcia z mojej skromnej kolekcji mówią same przez się i komentarza raczej nie wymagają.

 „art”, Geza Perneczky, 1972
(stała ekspozycja MOCAKu)

Laura Pawela, 2003-2004
(stała ekspozycja MOCAKu)

„600 oczu dla Krzysztoforów”, John Blake, 1981
To zdjęcie instalacji, którą chciałabym zobaczyć: na ścianie wyklejono pary oczu, a z głośników puszczono zapętlony głos „ich oczy”, by symbolicznie uwiecznić ducha przestrzeni (Galeria Krzysztofory), którego tworzyli (i tworzą) przede wszystkim oglądający ekspozycje ludzie. Mega!

„All My Bad Thoughts”, Kristof Kintera, 2009
Tytuł w zestawieniu z ekspozycją zrobił na mnie większe wrażenie niż mogłam się spodziewać: bardzo adekwatnie zobrazowany problem. Śniło mi się po nocach.

Listy do brata” Grzegorza Drozd, 2010
Autentyczne listy więźniów wystosowane do ludzi na wolności. Najbardziej podobał mi się (a nawet wycisnął łzę) ten napisany po angielsku, potępiający brak chęci do prostego cieszenia się życiem: i to życiem zamkniętym w drobiazgach, a nie doniosłych wydarzeniach.

Polowanie na groźnego bandytę”, Edward Dwurnik, 1982
Reakcja na stan wojenny w Polsce: z daleka obraz wygląda jak przeciętne, niczym niewyróżniające miasto. Dopiero z bliższej perspektywy idzie dostrzec, że to Państwo Policyjne. Wszystko w czym dojrzę Orwellowski „1984” łapie mnie za serrce i ten obraz nie był wyjątkiem.

Aktualne wystawy w MOCAKu (zdjęć nie mam – na wernisażu wylądowałam bez aparatu) podobają mi się mniej niż te z pierwszej połowy roku, ale i tak uważam, że warto w któryś wtorek o muzeum zahaczyć. Chociażby dla prac Jana Opie (Sculptures, Paintings, Films), które, w całej swojej prostocie, bardzo do mnie przemówiły. No i może dla tej sukienki z rzeżuchy. Bo na pewno nie dla krowich placków.


W „Szufladzie Szymborskiej” byłam dwa razy i najbardziej spodobały mi się jej kolaże:


Na Nowohuckim Festiwalu Sztuki w pierwszej  kolejności zaliczyliśmy (bo byliśmy całą zorganizowaną grupą!) wernisaż fotografii pana Janusza Leśniaka (Mandala), poprzedzony pokazem jego krótkich filmów. Niezłe:


Tymczasem główna gwiazda festiwalu (Beksiński) dość mocno nas zawiodła: bo o ile obrazy jeszcze jako-tako się oglądało, to, jak widać na poniższym (pierwszym) zdjęciu, na rysunkach i fotografiach łatwiej było oglądać siebie:


A mojego tegorocznego, fotograficznego ulubieńca (Aldona Pawłyk) znalazłam przypadkiem na wystawie lokalnych fotografii:


Tymczasem z „Targów Młodej Sztuki &ampDeisgnu” zabrałam do domu TAKĄ pamiątkę. Podobne można nabyć TUTAJ.

Fotograficznie w tym roku też nie próżnowałam: w czerwcu brałam czynny udział w Miesiącu Fotografii w Krakowie (ze szczególnym naciskiem na fantastyczne warsztaty!), a w październiku, razem z Monią i Anitą, już po raz czwarty (ale pierwszy w Krakowie), zaliczyłyśmy Galerię Bezdomną – niestety, w porównaniu do edycji Tarnowskich (o dziwo!), ta Krakowska okazała się smutnie słaba.
Ale prace Tomka Sikory jak zawsze w formie:


Sztuka jest bardzo super, a Kraków obcowanie z nią bardzo ułatwia.