25/09/2020

Ciężko jest lekko żyć

Idziemy sobie słonecznym, parkowym deptakiem, ja i troje moich najlepszych przyjaciół. Gadamy o męczących znajomościach, niełatwych decyzjach, bolesnych odmowach, życiu nie od linijki i byciu samym sobie drogowskazem. Bo przecież ciężko jest lekko żyć, pada. O tak!

Tak, tak, tak! Dokładnie tak, cholernie ciężko jest lekko żyć!

Brzmi jak oksymoron? Widać sam żyjesz ciężko i przypatrujesz się żyjącym lekko jak jakimś egzotycznym okazom w zoo. Widząc wyłącznie finalny efekt łatwo jest bowiem założyć, że to strasznie niesprawiedliwe, że tamci mają tak łatwo, a tobie ciągle pod górkę! Pisałam już o tym kiedyś. I napiszę znowu: to szczęście (a nie nieszczęście) wymaga ciężkiej pracy.



Choć smutne życie gołym okiem wydaje się być ciężkie, to jednak zaskakująco łatwo jest być nieszczęśliwym bucem: narzekać bez końca, zrzucając całą odpowiedzialność na otoczenie i niesprawiedliwy los. Bułka z masłem! Wiem, bo sama tam byłam (i czasami jeszcze okazjonalnie bywam). Rola ofiary losu jest najprostsza do odegrania – bo na dobrą sprawę nic nie trzeba robić; życie przecież samo chętnie cię za kłaki wytarmosi. Taka już życia natura, że – szczególnie pozostawione samemu sobie – uwielbia się komplikować. Zdecydowana większość chętnie się w tych komplikacjach pławi, zamiast uczyć się pływać i dobijać do brzegu.

18/09/2020

2020: North West of Scotland

To była wycieczka, która mogła się w ogóle nie odbyć, bo wróciliśmy z niej w dniu rozpoczęcia oficjalnego lockdownu. Będąc w trasie, pozamykane w całym kraju były już wszystkie restauracje, kawiarnie i większość sklepów. Żywiliśmy się instant zupkami i meal dealami z tesco. Z perspektywy czasu jestem za tę wycieczkę jeszcze bardziej wdzięczna niż byłam wtedy: była mi potrzeba bardziej niż przypuszczałam.


No i cudownie się prowadziło auto po tych pustych, szkockich drogach! W 4 dni z dziką przyjemnością przejechaliśmy 725 mil!

11/09/2020

Ciężkie jest życie blondynki (9)

W serii: * cz. 1 * cz. 2 * cz. 3 * cz. 4 * cz. 5 * cz. 6 * cz. 7 * cz. 8 *


Bo:

Po pierwsze:
Złapałam na koncercie w Belfaście (no dobra, brat mi złapał, bo ja mam dwie lewe ręce) wymarzone piórko: po powrocie do Polski przerobiłam je na wisiorek i po tygodniu odkryłam, że to tania tandeta i logo się zmywa. W towarzystwie Kuby wybrałam się więc po bezbarwny lakier, żeby ratować to, co z piórka zostało. Panu w sklepie grzecznie wytłumaczyłam czego szukam i oczekuję, on ze zrozumieniem pokiwał głową, po czym zaproponował dwa różne lakiery. „Ten może pani też używać do dekupażu, jest bardzo popularny” powiedział, a widząc moją nietęgą minę (ze mnie można czytać jak z książki, niestety) dodał: „wie pani co to dekupaż?” Nie miałam bladego pojęcia, ale przyznać się do tego za bardzo nie chciałam, więc biorąc na chłopski rozum, wypaliłam: „no że będę mogła odsprzedać”. Pan załamał ręce, a Kuba z rozbawieniem mi wytłumaczył co to jest dekupaż. Cóż, w mojej głowie to „de-” (jak w detoksie czy angielskim decompose) i „kup” składało się w logiczne „odkupić”. Mało to teraz nowych wyrażeń krąży po Internetach?

04/09/2020

Na ekranie: sukces i porażka

Obejrzałam jakiś czas temu dwa podobne tematycznie filmy: Inside Llewyn Davis oraz Wild Rose – oba traktują o utalentowanym muzyku i trudnościach w ich drodze do rzekomego sukcesu. Jednak różnica między nimi aż bije po oczach (i to w więcej niż jednej kwestii): Rose-Lynn mimo wszystko odnosi sukces, zarówno zawodowy jak i prywatny – może nie taki, o jakim pierwotnie marzyła, ale w gruncie rzeczy dla niej samej lepszy. Llewyn, mimo talentu i bycia u gruntu dobrym, choć mocno w życiu zagubionym, człowiekiem, jedynie pogrąża się w swoim błędnym kole – brak tu jakiegokolwiek sukcesu czy chociażby śladu względnie dobrego zakończenia.