Idziemy sobie słonecznym, parkowym deptakiem, ja i troje moich najlepszych przyjaciół. Gadamy o męczących znajomościach, niełatwych decyzjach, bolesnych odmowach, życiu nie od linijki i byciu samym sobie drogowskazem. Bo przecież ciężko jest lekko żyć, pada. O tak!
Tak, tak, tak! Dokładnie tak, cholernie ciężko jest lekko żyć!
Brzmi jak oksymoron? Widać sam żyjesz ciężko i przypatrujesz się żyjącym lekko jak jakimś egzotycznym okazom w zoo. Widząc wyłącznie finalny efekt łatwo jest bowiem założyć, że to strasznie niesprawiedliwe, że tamci mają tak łatwo, a tobie ciągle pod górkę! Pisałam już o tym kiedyś. I napiszę znowu: to szczęście (a nie nieszczęście) wymaga ciężkiej pracy.
Choć smutne życie gołym okiem wydaje się być ciężkie, to jednak zaskakująco łatwo jest być nieszczęśliwym bucem: narzekać bez końca, zrzucając całą odpowiedzialność na otoczenie i niesprawiedliwy los. Bułka z masłem! Wiem, bo sama tam byłam (i czasami jeszcze okazjonalnie bywam). Rola ofiary losu jest najprostsza do odegrania – bo na dobrą sprawę nic nie trzeba robić; życie przecież samo chętnie cię za kłaki wytarmosi. Taka już życia natura, że – szczególnie pozostawione samemu sobie – uwielbia się komplikować. Zdecydowana większość chętnie się w tych komplikacjach pławi, zamiast uczyć się pływać i dobijać do brzegu.