18/09/2020

2020: North West of Scotland

To była wycieczka, która mogła się w ogóle nie odbyć, bo wróciliśmy z niej w dniu rozpoczęcia oficjalnego lockdownu. Będąc w trasie, pozamykane w całym kraju były już wszystkie restauracje, kawiarnie i większość sklepów. Żywiliśmy się instant zupkami i meal dealami z tesco. Z perspektywy czasu jestem za tę wycieczkę jeszcze bardziej wdzięczna niż byłam wtedy: była mi potrzeba bardziej niż przypuszczałam.


No i cudownie się prowadziło auto po tych pustych, szkockich drogach! W 4 dni z dziką przyjemnością przejechaliśmy 725 mil!


Naszym pierwszym przystankiem było Loch Morlich w Craingorms Park, który odwiedzałam po raz pierwszy (a na pewno nie ostatni).





Ośnieżone góry, piaszczysta plaża i spokojna tafla jeziora: łatwo się zauroczyć.



Spod jeziora zrobiliśmy sobie spacer do Lochan Uaine, zwanego też Loch Green.


Przez piękne tereny leśne!


Małe jeziorko rzeczywiście było zielone.


I nie było tam żywej duszy, więc z wielką rozkoszą spędziliśmy na kocyku przy brzegu dłuższą chwilę, ciesząc się marcowym słońcem.



Spacer zakończyliśmy pod pobliską bothy, w której kiedyś bardzo chciałabym się zatrzymać (w ogóle szkockie bothies to jest świetna sprawa) i wróciliśmy tą samą trasą.





Jeden z moich ulubionych podróżnych kompanów: Norb!


Błądząc w poszukiwaniu naszego Airbnb na totalnym wypizdowiu, natknęliśmy się na taką piękną pocztówkę. Uwielbiam takie niespodzianki.


W drugi dzień pokierowaliśmy się dalej na północ.


Nienajlepszy ze mnie kierowca, ale po pustych drogach to ja mogę jeździć całymi dniami!




Szczególnie gdy za oknami takie widoki!



Owce, ma się rozumieć, to na północy widok powszechny.





Zdarza się też parkować przy niewzruszonej krowie.


Naszym celem drugiego dnia był Old Man of Stoer (nie mylić z Old Man of Storr na Skye – znaczenie i wymowa ta sama, ale dwie kompletnie inne lokalizacje).


Spod latarni (którą, tak swoją drogą, można sobie wynająć!) ruszyliśmy na niedługi spacer wzdłuż klifów. Uwielbiam takie nadmorskie klimaty. Pogoda była do tego idealna: szorstka, mokra i chłodna.






Oto i on: Old Man of Stoer!


Po którym z jednej strony można się chyba wspinać.







Fantastycznie spędzony dzień.


Trzeci dzień przywitał nas rześkim słońcem.


Zdjęcie nie oddaje tej ogłuszającej ciszy przerywanej od czasu do czasu śpiewem jakiegoś ptaszka – to dopiero była magia!



Ania Kierowca – w trzeci dzień naprawdę polubiłam to auto.




Szkocka droga na północy czasem wgląda tak.


Lub tak.


Celem naszej wspinaczki trzeciego dnia było Stac Pollaidh – niewielki a malowniczy szczyt w przepięknej okolicy Assyntu: kolejnego skrawka Szkocji do którego będę wracać!






To zdjęcie świetnie obrazuje mój nastrój podczas wycieczek na północ: pełnia szczęścia!



Trzeci nocleg nam odwołano, więc po krótkiej wspinaczce wróciliśmy do Edynburga.


Korzystając z ostatniego dnia wynajmu auta, wybraliśmy się do Loch Lomond & Trossachs Park, wspiąć się na Ben A’an.



Szczęśliwi podróżnicy!





Cudownie było. Kocham Szkocję miłością nieprzepastną i uwielbiam jeździć na północ. To zdecydowanie najatrakcyjniejsza dla mnie forma urlopu.


Norb, jak zawsze: dzięki za niezawodne towarzystwo!