26/02/2019

Ciężkie jest życie blondynki (6)

W serii: * cz. 1 * cz. 2 * cz. 3 * cz. 4 * cz. 5 *
 
Bo:

Po pierwsze:
Gdy miałam jakieś siedem lat, a mój brat od niedawna biegał, dostałam w prezencie piłkę uszatkę, która docelowo miała być zabawką na działkę. Wiadomo jednak, że trzeba było ją przetestować, a że zima za oknem wykluczała wyjście na podwórko, to razem z moim dwuletnim bratem zrobiliśmy sobie wyścig po przedpokoju. Śmiechu, co nie miara! Tata z kuchni wołał: „Aniu, przestańcie, bo zaraz któreś sobie głowę rozwali”. Nie wiem czy zdążył zawołać po raz drugi, bo straciłam równowagę, poleciałam na Wojtka, a Wojtek na kant szafki i rzeczywiście tę głowę rozwalił. Nie pamiętam żeby tata kiedykolwiek był na mnie bardziej zły niż wtedy. Całkiem zresztą słusznie.
Analogicznie, prawie dwadzieścia lat później, spacerując po mostku w Stonehaven, Kuba upomniał mnie, żebym „nie bawiła się tak tym dekielkiem, bo w końcu go upuszczę do wody i tyle będzie”. Ledwo skończył mówić, a dźwięk dekielka odbijającego się od nadbrzeżnych kamieni poniósł się echem po na wpół pustej plaży. Całe  szczęście, że Kuba zdołał go dla mnie wyłowić, bohater!

19/02/2019

2019: Liverpool

Liverpool był sugestią Norberta (na którą, rzecz jasna, ochoczo przystałam), bo to na oko w połowie drogi i był na obu naszych bucket listach. A że dawno się nie widzieliśmy i oboje chcieliśmy się gdzieś wybrać, to padło na miasto Beatelsów (choć w osławionym muzeum Beatelsów ostatecznie nie wylądowaliśmy).
Wyboru bynajmniej nie pożałowaliśmy, bo pogoda udała nam się wyborna (przynajmniej przez pierwsze dwa dni) – w pierwszy dzień pizgało złem, ale nie gorzej niż w Szkocji – a sam Liverpool okazał się piękny!

03/02/2019

2019: Piątka stycznia

Nowy rok, nowa seria i jak najbardziej stara (ale o rok doświadczeń bogatsza) ja. Długo myślałam jakby tu bezboleśnie, ale i rozwojowo wrócić do regularnego blogowania. Miesięczne kadry mi się totalnie przejadły, zresztą nie robię już tak dużo zdjęć jak kiedyś. Jasne, chcę do tego wrócić, ale nie kosztem czegokolwiek innego, co aktualnie lubię i doceniam (a jak się okazuje, jest tego duuużo). Marzy mi się też nieco bardziej kreatywna forma tego powrotu. Na ten rok wymyśliłam więc sobie Piątkę, czyli pięć kadrów z każdego miesiąca, każdy otoczony jakimś bardziej treściwym komentarzem / myślą / historią, niż to jedno zdanie zwykle do tej pory pojawiające się w miesięcznych foto-relacjach. Zobaczymy czy ten format zda egzamin.
Oto część pierwsza.