Bo:
Po pierwsze:
Gdy miałam jakieś siedem lat, a mój brat od niedawna biegał, dostałam w prezencie piłkę uszatkę, która docelowo miała być zabawką na działkę. Wiadomo jednak, że trzeba było ją przetestować, a że zima za oknem wykluczała wyjście na podwórko, to razem z moim dwuletnim bratem zrobiliśmy sobie wyścig po przedpokoju. Śmiechu, co nie miara! Tata z kuchni wołał: „Aniu, przestańcie, bo zaraz któreś sobie głowę rozwali”. Nie wiem czy zdążył zawołać po raz drugi, bo straciłam równowagę, poleciałam na Wojtka, a Wojtek na kant szafki i rzeczywiście tę głowę rozwalił. Nie pamiętam żeby tata kiedykolwiek był na mnie bardziej zły niż wtedy. Całkiem zresztą słusznie.
Analogicznie, prawie dwadzieścia lat później, spacerując po mostku w Stonehaven, Kuba upomniał mnie, żebym „nie bawiła się tak tym dekielkiem, bo w końcu go upuszczę do wody i tyle będzie”. Ledwo skończył mówić, a dźwięk dekielka odbijającego się od nadbrzeżnych kamieni poniósł się echem po na wpół pustej plaży. Całe szczęście, że Kuba zdołał go dla mnie wyłowić, bohater!