Czyli jak NIE pocieszać osób w kryzysie.
Inni mają gorzej
Uwaga, bo jest też wersja jeszcze bardziej hardkorowa (przynajmniej dla mnie): każdy niesie swój krzyż. Wiadomo, dodajmy do tego element kulturowo-religijny i mieszanka wybuchowa gotowa. Ukrywać nie będę, brzydzi mnie to bardzo. Minimalizowanie czyjegoś dramatu, czyichś emocji i tego jak je przeżywa, to najgorsze co można cierpiącemu zrobić. Truizm, ale każdy problem jest relatywny i każda jedna emocja zasługuje na przeżycie, w taki sposób w jaki osoba ją przeżywa. W kryzysowych sytuacjach, w wielkich emocjach, nikogo nie obchodzą inni. Nie ma tu miejsca na świat wokół, jest tylko niesamowita potrzeba wypuszczenia emocji, które duszą. Potrzeba poczucia ulgi. I nie, nikt nie poczuje ulgi myśląc, że ktoś gdzieś ma gorzej niż oni, bo dla niego to co przeżywa w danym momencie jest najgorsze i koncept czegoś gorszego zwyczajnie nie istnieje. Kropka.