29/06/2022

Shit people say (3)

 Czyli jak NIE pocieszać osób w kryzysie.

 
 

Inni mają gorzej

Uwaga, bo jest też wersja jeszcze bardziej hardkorowa (przynajmniej dla mnie): każdy niesie swój krzyż. Wiadomo, dodajmy do tego element kulturowo-religijny i mieszanka wybuchowa gotowa. Ukrywać nie będę, brzydzi mnie to bardzo. Minimalizowanie czyjegoś dramatu, czyichś emocji i tego jak je przeżywa, to najgorsze co można cierpiącemu zrobić. Truizm, ale każdy problem jest relatywny i każda jedna emocja zasługuje na przeżycie, w taki sposób w jaki osoba ją przeżywa. W kryzysowych sytuacjach, w wielkich emocjach, nikogo nie obchodzą inni. Nie ma tu miejsca na świat wokół, jest tylko niesamowita potrzeba wypuszczenia emocji, które duszą. Potrzeba poczucia ulgi. I nie, nikt nie poczuje ulgi myśląc, że ktoś gdzieś ma gorzej niż oni, bo dla niego to co przeżywa w danym momencie jest najgorsze i koncept czegoś gorszego zwyczajnie nie istnieje. Kropka.

15/06/2022

Dorosłość jest ambiwalentna

Moim najbardziej wartościowym instagramowym odkryciem 2021 roku był profil @twojerelacje, który bardzo gorąco polecam. Sylwia, psychoterapeutka systemowa, fantastycznie i bardzo przestępnie opowiada tam o zawiłościach w relacjach międzyludzkich, bardzo dużo uwagi poświęcając emocjom, samoświadomości i dojrzałości. 

W jednym z jej pierwszych postów tego roku, przeczytałam zdanie które bardzo mocno ze mną rezonuje: „dorosłość to umiejętność znoszenia ambiwalencji”. Nie mogłabym się z tym bardziej zgodzić. Dojrzałość emocjonalna, która wynika nie tyle z przeżytych doświadczeń, co z właściwego, rozumnego przeżywania emocji (co jest możliwe do osiągnięcia niemal wyłącznie dzięki samoświadomości), bazuje na znajomości tych ambiwalencji.


06/06/2022

Tak, warto rozkminiać

 To niejako rozwinięcie mojego wywodu sprzed 7 lat.


Dużo się w życiu nasłuchałam zastrzeżeń do mojego ciągłego „rozkminiania”, nadinterpretowania, analizowania, bezustannego malowania większego obrazka i wiecznego nurkowania, byleby głębiej, w otchłań ludzkich bebechów (mentalnych, ma się rozumieć). Że przecież marnuję czas, życie, zasoby, energię. Że to bez sensu, że nie warto. Że to nienormalne. Że może jednak za dużo myślę i analizuję, a za mało faktycznie robię.

Przy mojej obsesji na punkcie bierności i aktywności, takie komentarze to istna woda na młyn Wewnętrznego Krytyka. Sen mi z powiek spędzały. No bo zamiast pisać fikcję i szkolić warsztat pisarski, ja namiętnie spisywałam te wszystkie rozkminy. Bywało, że po kilkanaście stron dziennie, maczkiem. I gdzie mnie to niby miało doprowadzić? Przecież tego nie wydam, żadnych pieniędzy z tego nie będzie. Więc może faktycznie marnuję czas?

Oj tak, mój pamiętnik bardzo długo był tajemnicą, przeszkodą, powodem do wstydu i niekończących się wyrzutów sumienia. Tak jakbym ich mało w swoim (wówczas katolickim) życiu miała…

No i przecież sama pisałam, że myślenie boli!

Więc jaki to wszystko ma niby sens?

A no właśnie ma, i to (dla mnie) coraz większy.