31/05/2017

2017: kadry majowe

Maj był piękny, choć pod wieloma względami dla mnie ciężki (ale o tym ciężarze rozpiszę się przy innej okazji, bo to będzie szerszy temat). Szczerze mówiąc, aparatu nie ciągałam ze sobą zbyt często, ale słonecznych, wiosennych kadrów i tak trochę uzbierałam.  
Jednym z głównych punktów maja była kilkudniowa wizyta Moni i Seby w stolicy Szkocji. Długo przekonywać ich nie musiałam, zakochali się po uszy bardzo szybko.  

25/05/2017

Wietrz głowę

Poszłam wczoraj po pracy na długi spacer, żeby przewietrzyć głowę (wpuszczając do uszu wyłącznie śpiew ptaków, szum wiatru i ewentualnie Matta przekonującego że “you will find a way”) i doszłam do wniosku, że najwyższy czas przerwać tę niepisaną zmowę milczenia. Bo jak coś ma mi pomóc to pisanie właśnie. Nie tyle dla was, co dla siebie (choć jak ktoś coś z tego dla siebie wyniesie to też super). Mówiąc krótko: nie jest dobrze (żeby nie powiedzieć źle, bo to zazwyczaj tylko prowokuje gorzej). Mam przedłużające się problemy ze zdrowiem (spokojnie, nie umieram, i pewnie niebawem szerzej o tym napiszę), które rzutują na coraz więcej aspektów mojego życia i kompletnie mnie blokują. Głównie mentalnie.

20/05/2017

2017: Aberdeen & Inverness

Aberdeen i Inverness były planem na trzeci (z rzędu!) weekend z Jakubem w Szkocji. W myśl zasady: korzystaj póki jest. Bo tydzień później wrócił do Polski na święta, które ja spędziłam z Irene, po raz kolejny obchodząc turystycznie Edynburg. Kuba, z jakiegoś powodu miał cholerne szczęście do pogody – niby Szkocja, a pokropiło nam tylko trochę w ostatnią niedzielę… i to jak jedliśmy obiad w uroczym pubie.
I owszem, Kuba się wyrabia i robi mi coraz lepsze zdjęcia!

06/05/2017

"Nie potrafię sama"

Jak już kiedyś wspomniałam: lubię i potrafię być sama.
Ale jak to? Sama? Słyszę czasem z prawa i lewa.
Niektórym w głowie się nie mieści, że można samemu iść do kina, muzeum, na wernisaż i do teatru. Że można iść samemu do restauracji, pubu i kawiarni. Że można samemu gdzieś wyjechać, na dzień, dwa, tydzień, miesiąc. Dla jednych robienie czegoś w pojedynkę jawi się jak porażka życia, dla innych jest przejawem odwagi, ale jedni i drudzy reagują mniej więcej tak samo: zdziwieniem. Bo jak to tak? Całkiem sama? Naprawdę?  
Ja bym sama nie mogła. Ja tak chyba nie potrafię.
No i fajnie: pozazdrościć tych tabunów znajomych, wyrozumiałego faceta i twojej anielskiej cierpliwości (której ciągłe przebywanie z ludźmi raczej wymaga), bo zakładam, że dysponujesz przynajmniej jednym z tej listy jeśli dziwi cię moje działanie w pojedynkę. Bez ironii, serio mówię: zazdro jak skurczybyk! A to wszechobecne zdumienie – czy to podszyte niesmakiem czy podziwem – można bardzo szybko zniwelować. Bo, drogi zdziwiony czytelniku, pomyśl nad tym chwilę i postaw się teraz w mojej sytuacji.