31/12/2015

2015: kadry grudniowe

Grudzień, jak co roku, odznaczał się świątecznymi ozdobami, światełkami, świeczkami, znajomymi twarzami i dobrym jedzeniem. Co prawda nie wypiłam w tym roku świątecznego grzańca, ale gorącej czekolady w Manufakturze nie zabrakło.
Był też pierwszy śnieg, moja ulubiona przekąska przywieziona przez brata prosto z Hamburga, Domowe Melodie i Magiczny Miecz (nowa ulubiona gra przy piwie).


25/12/2015

Podsumuj zanim postanowisz

O tym, że warto mądrze i dobrze pamiętać, już tutaj pisałam. Dziś ten temat trochę rozwijam, usiłując wam uświadomić, że podsumowania ważniejsze są od postanowień. Bo wierzę, że naprawdę są. I jeśli waszym największym noworocznym marzeniem jest wreszcie skonstruować postanowienie możliwe do zrealizowania, to najwyższy czas stworzyć je na solidnej bazie dogłębnych acz rozsądnych podsumowań tego, co już było.

18/12/2015

Filmy 2015

Jak informuje mnie filmweb (od którego jestem trochę uzależniona), w tym roku (so far) obejrzałam 109 tytułów. Jak na liczbę pochłoniętych seriali i mocno ograniczony czas wolny, źle na pewno nie jest.
W zeszłym roku w ramach podsumowań przygotowałam zestawienie filmów wartych polecenia; w tym roku stawiam krok dalej i zestawiam tytuły, które mnie zachwyciły z tymi, które mnie zawiodły. Przy okazji przypominam, że w tym roku publikowałam Filmową Szkołę Jazdy, a o polskich tytułach (które tu celowo pomijam) wypowiadałam się TU i TUTAJ.  

11/12/2015

Sztuka w Krakowie 2015

Mój plan sporadycznego „odchamiania się” wciąż trwa. Co prawda w tym roku swój wolny czas w lwiej części poświęcałam zgoła odmiennym (od sztuki) rozrywkom, ale i na nią czas się, rzecz jasna, znalazł. Standardowo pobiegałam trochę po muzeach i kinach, zaliczyłam kilka festiwali, wystaw i eventów, a nawet zawitałam w teatrze pod Wieżą Ratuszową.
Z natłoku różnorodnych wrażeń, tak jak rok temu, wybrałam te, które najbardziej zapadły mi w pamięć.   

04/12/2015

Zdradliwe cele

Wiecie, generalnie to nie wydaje mi się, żebym miała jakieś specjalnie prawo narzekać. Jak już zdążyłam kiedyś zauważyć, jestem szczęściarą: niczego (z podstawowego pakietu potrzebnego do komfortowego życia) mi nie brakuje, mogę sama o sobie decydować i wytyczać sobie kolejne cele. Jest dobrze, naprawdę dobrze.
Tylko czasem, tak jak Clementine w moim ulubionym filmie, dostaję niewytłumaczalnego ataku paniki, który bez uprzedzenia paraliżuje mnie na dobrych kilka sekund: bo co jeśli nie wykorzystuję danego mi czasu i szans w pełni? Co jeśli się marnuję?


30/11/2015

2015: kadry listopadowe

Śmiać mi się chce, gdy sobie przypomnę, że jeszcze nie tak dawno listopad był dla mnie najgorszym i najbardziej znienawidzonym miesiącem w całym roku, bo od dobrych czerech lat bywa jednym z najlepszych.
Tegoroczny witałam rodzinnie, pięknym jesiennym dniem w Tarnowie.

27/11/2015

Brzemię impulsywnych

Tekst tematycznie nawiązuje do wykopanego jakiś czas temu Irytka.

Jako człowiek z wyboru aktywny, z natury gwałtowny i impulsywny, a który na dodatek jeszcze przejawia tendencję do nadmiernego analizowania, pragnę wam wszystkim dziś powiedzieć, że życie dla takich jak ja bywa kurewsko wręcz niesprawiedliwe. I jak narzekałam na przekichaną sytuację butelkujących pasywnych, tak oświadczam, że my, impulsywni, wcale lepiej nie mamy. Choć, oczywiście, z zupełnie innych powodów.

20/11/2015

2015: Berlin

To nie był mój pierwszy raz w Niemczech, ale pierwszy w Berlinie. Skorzystałam z uprzejmości Jakuba (który sobie tam chwilowo pieniążki zarabia) i w listopadowy weekend skazałam go na swoją obecność. Trochę narzekał, ale (choć oczywiście nie bez przeszkód) szczęśliwie pozbył się mnie w wyznaczonym terminie ;)


13/11/2015

Dlaczego warto pamiętać?

John Locke, jak na empiryka XVII wieku przystało, twierdził, że człowiek swoją tożsamość buduje wyłącznie na bazie własnych, świadomych wspomnień. Według jego rozumowania, jeśli nie pamiętasz danego wydarzenia, oznacza to, że nie mogłeś/ być jego czynnym uczestnikiem. Wiadomo, ta teoria została szybko zdyskredytowana i wszyscy dziś wiemy, że nieświadomość popełnienia danych czynów, nie zwalnia cię z poniesienia za nie odpowiedzialności (choć może znacznie złagodzić tego konsekwencje).
W tym naiwnym myśleniu Locke’a jest jednak coś, co bardzo mi się podoba i czemu zaprzeczyć nie sposób, tj. kluczowa rola pamięci i subiektywnych wspomnień w budowaniu własnej tożsamości. No a skoro to jedne z głównych tworzyw budulcowych nas samych, to chyba warto byłoby o nie dbać…?

06/11/2015

Ciężkie jest życie blondynki (1)



Blondynką jestem na, i w głowie: „na” coraz mniejszą (pieprzone kłaki z roku na rok coraz bardziej mi ciemnieją), za to „w”, jak się zdaje, coraz bardziej. Bo:

Po pierwsze:
Dzwonię do mamy. Rozmawiamy pociesznie o moich planach na najbliższy weekend, gdy nagle martwieję, w panice obmacuję wszystkie kieszenie, a serce podchodzi mi do gardła.
- O Boże! – wykrzykuję przerażona.
- Co się stało? – pyta mama.
- Zgubiłam telefon! – mówię, równocześnie nurkując ręką w torebkę.
- A przez co ze mną rozmawiasz?
A! No tak. Mam go w ręce.

31/10/2015

2015: kadry październikowe

Nie będę kłamać: październik, tudzież piździernik, nie szczędził mi Chujni, i to przez duże Ch. Na szczęście, z jesienią to ja jestem w tak niezrównoważonym związku, że wystarczą raptem dwa słoneczne dni i wybaczam jej absolutnie wszystko. Bo te kolory na drzewach wyciskają ze mnie łzy. Szczęścia, oczywiście.

30/10/2015

Bycie a bywanie

Ktoś mi kiedyś (słusznie bardzo) zwrócił uwagę, że niby piszę tutaj, jaka to ze mnie aspołeczna persona, a potem lgnę do ludzi jak – nie przymierzając – ćma do ognia. No więc przyszłam sprostować. Bo jest spora różnica między przebywaniem z ludźmi, a prawdziwym dogadywaniem się z nimi. I istnieją również bardzo różne poziomy zażyłości i zrozumienia. Do których ja (stety bądź niestety?) przywiązuję dużą wagę.

23/10/2015

Filmowa szkoła jazdy

Była już tu lista filmów rozczarowujących, ulubionych obrzydliwie romantycznych i wartych polecenia. Przyszedł więc i czas na takie, które wywołały we mnie duże emocje – na tyle duże, że mocno zaważyły na ocenie. Bo gdy film oferuje mocne odczucia – pozytywne czy negatywne – to zawsze znaczy, że jest lepszy niż dobry.

[źródłotu]

16/10/2015

Ekscytacja do zrzygania

Nie wiem na ile ekscytujące są wasze życia, ale jeśli nie wiecie co to znaczy “ekscytacja do zrzygania”, to prawdopodobnie nie zrozumiecie nic z tego, co przyszłam wam dziś powiedzieć.

[tak, na zdjęciu jestem ja] 

O pasji posta napisałam. O aktywnych też. Więc dziś będzie o emocjach.

09/10/2015

Let's be friends

Zawsze chciałam mieć taką paczkę super-extra znajomych, z którymi można by przysłowiowe konie kraść i wyprawę na drugi kraniec świata planować. Taką jak miał Ted w How I Met You Mother i Monika we FriendsachZresztą kto nie chciał? Za każdym razem, gdy wchodzę na ten temat w czyimś towarzystwie, okazuje się, że on/ona też miał/a kiedyś takie marzenie. Ot, kolejna nierealna bajka, jaką żywili nas za młodu. I żywią dalej?



02/10/2015

Ulubione filmy

Pisałam już tutaj o moich ulubionych filmowych romanso-bajkach, do których mogłabym wracać bez końca, o filmowych rozczarowaniach i tytułach obejrzanych w 2014, które uważam za warte polecenia. Najwyższy więc czas na uzupełnienie listy moich ulubionych tytułów: czyli takich, do których, mimo upływu lat, wciąż mam ochotę wracać.  

30/09/2015

2015: kadry wrześniowe

Wrzesień (poza wizytą w Londynie) do szczególnie owocnych fotograficznie nie należał. Niemniej jednak, kilka kadrów jest. 


25/09/2015

2015: Londyn

No więc stało się i po raz drugi (a na pewno nie ostatni) odwiedziłam stolicę Anglii.
I, jak oczywiście można było się spodziewać, było cudownie: czułam się jakbym wracała do domu. Świeczki w oczach i radość w sercu. Dlatego też nie mogło obyć się bez krótkiej, londyńskiej fotorelacji (ta z 2013 do wglądu TUTAJ).

18/09/2015

Bo ja jestem filozofem

[Możecie to potraktować jako część drugą mojego posta o Guru. I rozwinięcie wątku filozoficznego zapoczątkowanego tutaj.]

Gdy miałam 13 lat i dopiero zaczynałam swoją przygodę z szeroko pojętym pisarstwem, w przypływie twórczej euforii i rosnącej miłości do słowa pisanego, zapisałam sobie przerobioną złotą maksymę Kartezjusza: “piszę, więc jestem”. 12 lat później, walcząc z egzystencjalizmem (w ramach mojej pracy magisterskiej) i nie radząc sobie z opracowaniem filozofii Sartre’a w języku angielskim, sięgnęłam po polską książkę z 1993 roku, z której, już po 30 stronach, wyłoniła się moja bratnia dusza: człowiek, który wybrał pisarstwo jako sposób egzystencji. Dla którego twórczość literacka była autoanalizą, “procesem jednoczesnego rozpoznawania i tworzenia własnej tożsamości”. Człowiek który pisał, więc był.
I tak oto, mój niewinny zapisek sprzed lat, wrócił niespodziewanie na tapetę i, jak to zazwyczaj bywa, ruszył ogromną lawinę nowych przemyśleń.

11/09/2015

Kindle: idealny dla anglisty

Pamiętam to jak dziś: kolega usiadł koło mnie na ćwiczeniach i pokazał mi swojego Kindle’a (bardzo stara wersja, bo to nie był paperwhite) z którego akurat czytał zadaną nam lekturę. Moje podejście do e-czytników było wtedy średnio przychylne: dostałam jeden na urodziny – taki piękny, czerwony, prosto z empiku, ale poza tym, że ładnie się prezentował, w gruncie rzeczy niewiele oferował. Po kilku tygodniach moja ekscytacja z posiadania nowego gadżetu kompletnie sflaczała i czytnik, razem ze swoimi licznymi wadami, zaginął gdzieś na półce. Szpanowanie znajomego nie miało więc wywrzeć na mnie żadnego wrażenia. A wywarło takie, że niecałe pół roku później dzierżyłam w swoich rękach nowiuteńkiego Kindle’a.


Nie wiem jak Kindle sprawdza się u przeciętnego Polaka czytającego głównie polskie tytuły, ale wiem na pewno jak świetnie sprawdza się u studenta filologii angielskiej, szczególnie o specjalności literaturoznawczej: jest jak ósmy cud świata. Z czterech powodów, i to bynajmniej nie tych, które wszyscy ochoczo podają jako jego największe zalety – podświetlany e-papier, lekkość, poręczność i wytrzymała bateria to oczywiste oczywistości.
Mnie Kindle prawdziwie przekonał czterema innymi drobiazgami.

04/09/2015

Po co nam feminizm?

Mam wokół siebie znajomych, z którymi dyskusja, nawet jeśli nierzadko jałowa, sprawia mi ogromną przyjemność: głównie dlatego, że zwraca moją uwagę na aspekty, które do tej pory ignorowałam lub zwyczajnie stanowi świetne wyzwanie dla obrony moich poglądów.
I tak kiedyś właśnie znajomy spytał mnie, po co nam feminizm.

31/08/2015

2015: kadry sierpniowe

Tegoroczny sierpień witałam przymarzając w namiocie na Woodstocku, ale jak już zdążyłam tutaj zakomunikować: warto było.

28/08/2015

A little bit of luck in my bad luck

W mojej rodzinie utarło się twierdzenie, że nasze nazwisko, w zawiłym języku losu, oznacza pecha. Szczęśliwie jednak pecha raczej niegroźnego, bo zawsze z drobną dozą szczęścia.
Wielu jest znajomych, którzy twierdzą, że przesadzam i takim gadaniem tylko niepotrzebnie na siebie ów pech sprowadzam. Cóż, mam im do zakomunikowania jedno: pogadajcie sobie z moją rodziną, wysłuchajcie litanii niekończących się anegdot, a potem spróbujcie przeżyć ze mną tak gdzieś z rok, a przyznacie nam rację. Bo trzeba się Pecka nazywać.

21/08/2015

A Million Little Pieces

Dziś opowiadam o moim kryzysie egzystencjonalno-osobowościowym, dokładnie takim, z jakim Placki w 2009 walczyły o słońce, a który po raz pierwszy zapukał do moich mentalnych drzwi pod koniec 2013. Wiecie, nie chciałam żeby skurwiel wracał, ale wrócił. I to nie dość, że na wakacje, to jeszcze na tydzień przed Muse.
Tym, że kryzys był i namieszał, nie ma się co chwalić. Tym że wrócił tym bardziej. Ale tym, co z niego wyniosłam (i wciąż wynoszę), już prędzej.

14/08/2015

2015: Woodstock

Rok temu, opisując naszą (moją i Wojciecha) wizytę w Balado, napisałam, że za rok biorę namiot i jadę na Woodstock, żeby wreszcie w pełni doświadczyć festiwalowego szaleństwa. I choć nie bardzo miałam z kim ten namiot dzielić, ostatecznie i tak go od rodziny pożyczyłam, napisałam do kuzyna, podpięłam się do jego ekipy, spakowałam plecak i pojechałam.
I, kurwa, nie żałuję.
Bo ja bez mrugnięcia okiem, z miejsca kupuję cały ten festiwalowy motyw: miłość, przyjaźń, muzyka (czy w wersji angielskiej “love, peacemusic”, gdzie przyjaźń z jakiegoś powodu ewoluuje na pokój). Bo to naprawdę jest najpiękniejszy festiwal na świecie.

07/08/2015

Bo czasem bywa źle. Bardzo źle.

Przed lekturą polecam zajrzeć TUTAJ – stary artykuł, ale bezpośrednio popchnął mnie do napisania tekstu poniżej. Który niejako łączy się z wypaczoną rozpaczą.

Co byście powiedzieli, gdybym wam oświadczyła, że należę do grona osób, które nie radzą sobie z życiem? Do tych, które raz zderzywszy się z rzeczywistością, nie mają siły już więcej próbować? Które nie radzą sobie z porażkami do tego stopnia, że spędzają całe noce na spazmatycznym szlochaniu w poduszkę, a potem jeszcze przez bity tydzień nie mają ni to siły ni chęci wychylić nosa z domu, bo nawet ubranie się i wymycie zębów zdaje się ich przerastać? Które na każdą życzliwą radę zmartwionych znajomych znajdą dziesięć konkretnych i poważnych powodów dla których nie mogą się do niej zastosować? Bo przecież na wszystko można opowiedzieć negatywnie. Szczególnie, gdy jest źle. I to źle nie gdzieś tam na zewnątrz, ale właśnie tutaj, w głowie. Bo to zewnętrzne „źle” przychodzi nam zagłuszyć o wiele łatwiej niż to wewnętrze. Czyż nie…?

31/07/2015

2015: kadry lipcowe

Tegoroczny lipiec rozpoczęłam od wydarzenia, któremu do dziś trudno mi dać wiarę: Asia i Kuba się hajtnęli! I mieli bardzo, bardzo fajne wesele ;)
Bukietu i sukienki można było tylko pozazdrościć!


24/07/2015

Problem murowany

No więc natrafiłeś na ścianę. Mur właściwie. 
Wybitnie wysoki.
Przejebane, bo teraz albo go zburzyć musisz, albo się na niego wydrapać i potem jeszcze – o ile widok po drugiej stronie okaże się wystarczająco zachęcający, albo wysiłek wdrapywania zbyt wiele kosztujący by zawracać – jakoś bez szwanku z niego zejść. A to solidna ściana. Owszem, ceglana, ale z precyzją wykonana: nie ma żadnych wnęk, wysunięć czy osunięć, na których można by sobie nogę czy rękę wesprzeć.


17/07/2015

Wypaczona rozpacz

Tekst tematycznie trochę powiązany z TYM. I tym.

Słowem wstępu: nie uważałam na wykładach z historii filozofii, bo wykładowca miał (cytując innego ekstrawaganckiego nauczyciela, który stanął na mojej licealnej drodze) inteligencję na poziomie jeża. A jako że nie dało się go słuchać, poranne wykłady w znienawidzone środy spędzałam głównie na zakuwaniu końcówek odmian do, iście niezbędnej w życiu studenta filologii angielskiej, łaciny (bynajmniej nie podwórkowej). Produktywnością ani kreatywnością się nie popisałam, ale przynajmniej łacinę zaliczyłam. Filozoficzna ignorancja kopnęła mnie za to w tyłek zaraz po obronie, więc postanowiłam liznąć ją na własną rękę. Co prawda „Świat Zofii” wciąż jeszcze (nadgryziony) leży na mojej półce, ale wreszcie do finiszu doprowadziłam książkę poleconą przez kuzynkę (którą gorąco pozdrawiam): “Życie, Etyka, Inni”.

10/07/2015

Brytyjskie seriale: top 10

W razie gdyby ktoś kiedyś zechciał mnie zapytać o fajny serial, oto moja top dziesiątka.  
Zanim jednak przejdę do rzeczy, pragnę zaznaczyć iż nerdem nie jestem i znana jestem głównie z tego, że lubuję się w dramatach. Aczkolwiek prawdą jest, że seriale, podobnie jak filmy, oglądam chętnie i w sporych ilościach. A ponieważ jestem też jawnym anglofilem (jak na studenta filologii angielskiej przystało), zachwycam się głównie produkcjami brytyjskimi. I to bynajmniej nie dlatego, że od amerykańskich stronię (nic bardziej mylnego), ale dlatego, że te brytyjskie zdecydowanie wprawniej władają moim sercem. Dlatego też poniższa lista zawiera propozycje wyłącznie brytyjskie. I to tylko te, do których sama mogłabym wracać (i to czynię) bez końca. Bez względu na to ile razy zdążyłam już dany tytuł obalić.
Kolejność chronologiczna.

03/07/2015

Anklebiters

Wiecie co? Szalenie lubię filmy o ludziach boleśnie zwyczajnych, którzy okazują się być tymi nadzwyczajnymi, lub społecznych dziwolągach, którzy okazują się absolutnymi geniuszami.
I jest ku temu jeden, prosty powód: wciąż jestem idealistką i niepoprawną marzycielką (mój pseudonim nie wziął się przecież z powietrza). Jestem jedną z tych, co wierzą, że wszystko jest możliwe, jeśli wystarczająco mocno się tego chce i wystarczająco ciężko się na to pracuje.  
Dzisiejsza rzeczywistość w dość okrutny sposób – i to na każdym kroku – przypomina mi jednak, że to nie jest czas dla wrażliwych idealistów. Nawet jeśli ciężko na siebie pracują.

[print screen z video Paramore]

30/06/2015

2015: kadry czerwcowe

Czerwiec mnie przywitał nieco mieszanymi uczuciami, ale nie narzekam, bo to mięsiąc w którym po raz kolejny zdarłam dla moich bohaterów gardło. A ponieważ lato (i niespodziewanie również mój kryzys) w pełni, głównymi bohaterami kadrów są przysłowiowe krzaki (bo nie wiedzieć czemu, ale jak mi źle to się wyżywam na przyrodzie).


Moja dziko-wiejska „świątynia dumania”...


26/06/2015

Zostań swoim coachem

Pewnie też to zauważyliście: wokoło zapanowała jakaś dzika moda na „coaching”.
Jeszcze kilka lat wstecz to słowo kojarzyło mi się tylko i wyłącznie z amerykańskimi trenerami szkolnych drużyn sportowych; dziś to przede wszystkim wykłady motywacyjne i sukcesywne wpajanie zagubionym ludziom odpowiedniej filozofii życia.

19/06/2015

Za co kocham Muse

Ich: dwadzieścia jeden lat, siedem albumów studyjnych, siedem tras koncertowych (tudzież er) i cztery albumy koncertowe. Moje: przeszło sześć lat, jedenaście płyt na półce, trzy książki, cztery koncerty i trzy najbardziej ekscytujące premiery muzycznych krążków w moim życiu.
Jestem gotowa opowiedzieć Wam (lub przynajmniej podjąć się takiej próby) za co tak bardzo kocham Muse. Bo to, że ich kocham – i to kocham bezwarunkowo, bezgranicznie i obsesyjnie – powinniście już brać za absolutny pewnik.

12/06/2015

Passive Agressive

Placki mają wiele (żeby nie powiedzieć że same) mądrych piosenek. Jedną z nich jest Passive Agressive, która to bezpośrednio łączy się z moją teorią o biernych i aktywnych. Bo ci bierni, których się tak uporczywie i bezdusznie czepiam, to sobie lubią wszystko, a już szczególnie to co niefajne, przysłowiowo butelkować. 

09/06/2015

Meeow

Możecie mnie oskarżyć o stronniczość, bo osobiście znam wokalistkę tego zespołu, ale… nigdy nie ukrywałam, że mój stosunek do muzyki (szczególnie odkąd znam Muse) jest cholernie (i prawie wyłącznie) emocjonalny. Bo jak ja się w jakiś dźwiękach zakochuję, to na zabój.
Nie znam się na muzyce kompletnie (co czasem sprawia, że czuję się jak intruz na forum muse.mu), obiektywna być nie umiem (emocje zawsze biorą nade mną górę), ale tą miłością moją wielką dzielić czuję się niemalże w obowiązku. Dlatego Meeow nie może tu zabraknąć. Wszak warto napomknąć, że zrównali się w rankingu z Muse: ich na żywo też widziałam już trzy razy. I wciąż mi mało. Bo na scenie robią magię.
I stąd w ogóle to moje dzisiejsze wyznanie: bo jak coś – czy raczej ktoś – trzeci raz wyciska ci łzy szczęścia z oczu, i to te znane wyłącznie z największych koncertowych przeżyć, to po prostu wiesz, że oto wpadł kolejny materiał na muzyczną tapetę.

05/06/2015

Creative Writing

Na moją aktualną uczelnię narzekać lubię jeszcze bardziej niż na tę starą. Ale jest jedna rzecz, którą Chujot ma, a czego PWSZ dać mi nie mogłaCreative Writing.
W zeszłym roku padła niewinna propozycja, żeby otworzyć nową sekcję Koła Naukowego Anglistów i tak oto zaistnieliśmy, zwarci i gotowi do działania: Kreatywni.

31/05/2015

2015: kadry majowe

Maj oscylował głównie wokół Miesiąca Fotografii, więc, tematycznie, zdjęć zrobiłam dużo. Nieustanne bieganie po moim ukochanym, polskim mieście trochę dało mi w kość, ale warto było.
Wiosna w pełni: jest intensywnie i kolorowo.


Moja ulubiona krakowska miejscówka do selfie (tu z Monią).


29/05/2015

Photomonth 2015

Moje wrażenia z zeszłorocznej edycji TUTAJ. Z warsztatów TU.

W tym roku, mój udział w Miesiącu Fotografii wkroczył na wyższy poziom: zostałam wolontariuszem i tym samym małą (ale jednak pełnoprawną) częścią zespołu ów festiwal tworzący. I z tego właśnie powodu nie mogło mnie zabraknąć na żadnej z dziewięciu głównych wystaw, które do 14 czerwca można śmiało odwiedzać. Nie, reklama nie należy do moich obowiązków, ale potraktujcie ten wpis jako zachętę do „odchamienia się”. Bo warto.

22/05/2015

Guru: odpowiedni człowiek w odpowiednim czasie

Jako osoba, która usiłuje być aktywna, kreatywna i produktywna, jestem łasa na wszelkiego rodzaju inspiracje: zarówno pozytywne, jak i negatywne. Tak jak określiliśmy to kiedyś na naszym spotkaniu creative writing: staram się być “gąbczasta” tj. otwarta na bodźce, nowe doświadczenia i najdziwniejsze nawet myśli.
Dlatego gdy na mojej drodze pojawia się ktoś, z kogo mogłabym czerpać garściami, bez wahania rzucam się w wir obsesji. I czerpię do zrzygania. Niektóre inspiracje zjawiają się tylko na chwilę, inne nieustannie przychodzą i odchodzą, ale są wśród nich cztery czołowe postacie, które swoim inspiracyjnym wpływem zrewolucjonizowały moje życie.
I dziś je przedstawiam, choć większość przedstawiania w ogóle nie wymaga.

Guru numer jeden: Rowling
To brzmi bardzo przeciętnie, wiem.  Jasne, odkąd filmy zniknęły z tapety, ta Pani trochę nijak ma się do mojej teraźniejszości (wciąż nie przeczytałam żadnej z jej „mugolskich” książek), ale wierzcie na słowo: nie mogło jej tu zabraknąć. I każdy, kto znał mnie na przestrzeni lat 2001-2009 na pewno kiwa teraz potakująco głową. Psychofanka pełną gębą.
Może to śmieszne, ale tak było: gdyby nie książki o Harrym Potterze, nigdy nie doszłabym do miejsca, w którym aktualnie się znajduję (a to bardzo fajnie miejsce). Potter był pierwszą prostą na mojej wciąż rozciągającej się drodze do celu. Bo za nim, to już poszło domino: jedno pociągnęło drugie i proszę bardzo, rewolucyjne dojrzewanie przybrało taki, a nie inny kształt. Chwała Bogu. A ponieważ jestem z rodzaju tych, co wierzą, że nic nie dzieje się bez przyczyny, to Rowling od przeszło dziesięciu lat nie schodzi z mojego piedestału, a do Pottera żywię największy (bo trochę może dziecięcy) sentyment.
I jestem więcej niż pewna, że to już nigdy się nie zmieni: bez względu na to ile fantastycznych książek i pisarzy przyjdzie mi jeszcze poznać, Potter i Rowling pozostaną tymi najważniejszymi. Bo pierwszymi.

19/05/2015

Wykopywanie żali

Jeśli czytacie mnie uważnie, wiecie o mnie całkiem sporo.
Że kocham pisać. Że jestem egocentrykiem z nieuleczalną potrzebą dzielenia się swoimi przemyśleniami (ba, może nawet myślę głównie po to, by się potem tym z innymi dzielić). Że strasznie lubię kopać i grzebać: w żalach, przeszłości, sobie, innych, czy życiu tak generalnie. Że lubię robić zdjęcia, oglądać filmy i spełniać swoje (spisane na liście) marzenia. Że (wciążstudiuję i kocham język angielski, może nawet bardziej niż rodzimy polski.
Na moje pytanie, co według was robię najlepiej, na pewno padłyby różnorakie odpowiedzi, ale ja tu nie przyszłam pytać, bo odpowiedź dobrze znam: najlepiej to ja się potrafię wkurwiać. A skoro przychodzi mi to naturalnie, bez wysiłku, a wręcz niekontrolowanie, to przecież chyba trochę szkoda by było tego nie wykorzystać do własnych celów, prawda? Lub chociaż wykorzystać spróbować...?

15/05/2015

Czy warto rozkminiać?

W tej kwestii mądre i warte polecania stanowisko zajęła już Justyna, ale ponieważ jest to temat od lat wysoce mnie interesujący, pospiesznie dorzucam swoje trzy grosze.


To prawda, że notoryczne nadinterpretacje, gorliwe analizy i nieustanna chęć rozmawiania na tematy trochę mniej błahe, nie tylko znacząco komplikują wszelkie relacje, ale wielu ludzi wręcz z miejsca odpychają. Kto by tam chciał zadawać się z dziwolągiem, który cały błogi dzień tylko by to swoje (i cudze też) życie rozkminiał, i to do tego stopnia, że w pewnym momencie zupełnie zapomina tak po prostu ŻYC? Słusznie, nikt. Więc tak, jakkolwiek bardzo bym chciała, nie sposób temu zaprzeczyć: nadmierne rozkminianie ma swoje wielkie, grube minusy. 

08/05/2015

ZDJ: Wielka Wieś Zdrój

Mam to wielkie szczęście, że mimo iż wychowałam się w mieście, zawsze miałam (i wciąż mam!) możliwość spędzania letnich wieczorów na zielonej trawce za miastem: w naszej Dzikiej Wsi, która w geograficznym świecie funkcjonuje pod nazwą Wielka Wieś.

02/05/2015

Co przywiozłam z Londynu

Od mojej wizyty w stolicy Anglii minęły już blisko dwa lata, więc bynajmniej nie będzie to tekst o pysznej herbacie (bo ta skończyła się już dawno temu), mapkach londyńskiego metra, zdjęciach (choć do mojej relacji można wrócić TUTAJ) czy innych materialnych pamiątkach.
Bo z Londynu, tak przede wszystkim, to ja przywiozłam sobie przekonanie (bardzo słuszne), że samemu nie tylko można, ale czasem wręcz trzeba. I dziś chcę je wam sprzedać, spoglądając na moją londyńską przygodę z nieco szerszej perspektywy.

30/04/2015

2015: kadry kwietniowe

Kwiecień towarzysko bardzo intensywny, a jeszcze bardziej kwiecisty! Zaczęło się dużo spędzania czasu na świeżym powietrzu, więc i zdjęć w folderach zaczęło mi drastycznie przybywać. I mam nadzieję, że oglądanie tych kadrów da wam choć odrobinę frajdy jaką sprawiło mi ich uwiecznianie.

Święta jak zawsze minęły trochę zbyt szybko.

24/04/2015

29 Tarnowska Nagroda Filmowa (II)

Nie zobaczyłam w tym roku drugiej Dziewczyny z szafy czy Ogrodu Luizy, ale wszystkie konkursowe filmy trzymały poziom. Wiem, że to już trochę utarte stwierdzenie w moich ustach, ale polska kinematografia naprawdę prężnie idzie do przodu i warto po nią sięgać.


Oceny filmów bez spojlerów, a część pierwsza TUTAJ

21/04/2015

29 Tarnowska Nagroda Filmowa (I)

Już jak co roku, przez cały tydzień, mój drugi dom stanowi Kino Marzenie, w którym zgłębiam swoją wiedzę na temat współczesnego kina polskiego (które, tak swoją drogą, darzę naprawdę wielką sympatią). Projekcji konkursowych przewidziano 12, w ocenach korzystam z pięciostopniowej skali z kuponów konkursowych Nagrody Publiczności (tak jak w zeszłym roku) i unikam spojlerów: starałam się być zwięzła i konkretna. To jest część pierwsza; druga w piątek.

17/04/2015

O odpowiedzialności za słowa

Ostatnimi czasy wytrwale uczę się odpowiedzialności za własne słowa. W co wpisują się również średnio udane próby przekuwania wspomnianych słów na wymierne działanie – ale to akurat temat na oddzielnego posta. Dziś tylko o słowach. Które zwykliśmy puszczać na wiatr. Lub samopas. My, bo i ja się tego dopuszczam. Nagminnie. Ale po kolei.

10/04/2015

Shit People Say (2)

Kreatywny morderca ponownie się we mnie odezwał i stąd kolejna piątka moich rozmownych ulubieńców. Pierwsza do wglądu TUTAJ.


Nie chcę mi się
O tym gadać. Tam jechać. Do sklepu iść. Z łóżka wstać. Z domu wychodzić. Imprezy organizować. W projekt się angażować. W ogóle żyć też tak jakoś nie bardzo. Niech no się wszystko samo zrobi, a ja sobie tylko popatrzę. Bo przecież życie takie ciężkie, że trzeba odpoczywać bez przerwy. Świat niczego nie oferuje, więc co ma mi się chcieć?
Najżałośniejsza wymówka świata. Nie chce ci się, to idź nie chcieć z kimś innym, bo mi się akurat bardzo chcę: wychodzić, czerpać, doświadczać i przeżywać. Żyć pełną piersią, a nie jakimiś marnymi oparami spod ciasnego oparami spod ciasnego klosza twojego zafajdanego lenistwa.