Jako osoba, która usiłuje być aktywna, kreatywna i produktywna, jestem łasa na wszelkiego rodzaju inspiracje: zarówno pozytywne, jak i negatywne. Tak jak określiliśmy to kiedyś na naszym spotkaniu creative writing: staram się być “gąbczasta” tj. otwarta na bodźce, nowe doświadczenia i najdziwniejsze nawet myśli.
Dlatego gdy na mojej drodze pojawia się ktoś, z kogo mogłabym czerpać garściami, bez wahania rzucam się w wir obsesji. I czerpię do zrzygania. Niektóre inspiracje zjawiają się tylko na chwilę, inne nieustannie przychodzą i odchodzą, ale są wśród nich cztery czołowe postacie, które swoim inspiracyjnym wpływem zrewolucjonizowały moje życie.
I dziś je przedstawiam, choć większość przedstawiania w ogóle nie wymaga.
Guru numer jeden: Rowling
To brzmi bardzo przeciętnie, wiem. Jasne, odkąd filmy zniknęły z tapety, ta Pani trochę nijak ma się do mojej teraźniejszości (wciąż nie przeczytałam żadnej z jej „mugolskich” książek), ale wierzcie na słowo: nie mogło jej tu zabraknąć. I każdy, kto znał mnie na przestrzeni lat 2001-2009 na pewno kiwa teraz potakująco głową. Psychofanka pełną gębą.
Może to śmieszne, ale tak było: gdyby nie książki o Harrym Potterze, nigdy nie doszłabym do miejsca, w którym aktualnie się znajduję (a to bardzo fajnie miejsce). Potter był pierwszą prostą na mojej wciąż rozciągającej się drodze do celu. Bo za nim, to już poszło domino: jedno pociągnęło drugie i proszę bardzo, rewolucyjne dojrzewanie przybrało taki, a nie inny kształt. Chwała Bogu. A ponieważ jestem z rodzaju tych, co wierzą, że nic nie dzieje się bez przyczyny, to Rowling od przeszło dziesięciu lat nie schodzi z mojego piedestału, a do Pottera żywię największy (bo trochę może dziecięcy) sentyment.
I jestem więcej niż pewna, że to już nigdy się nie zmieni: bez względu na to ile fantastycznych książek i pisarzy przyjdzie mi jeszcze poznać, Potter i Rowling pozostaną tymi najważniejszymi. Bo pierwszymi.