29/05/2015

Photomonth 2015

Moje wrażenia z zeszłorocznej edycji TUTAJ. Z warsztatów TU.

W tym roku, mój udział w Miesiącu Fotografii wkroczył na wyższy poziom: zostałam wolontariuszem i tym samym małą (ale jednak pełnoprawną) częścią zespołu ów festiwal tworzący. I z tego właśnie powodu nie mogło mnie zabraknąć na żadnej z dziewięciu głównych wystaw, które do 14 czerwca można śmiało odwiedzać. Nie, reklama nie należy do moich obowiązków, ale potraktujcie ten wpis jako zachętę do „odchamienia się”. Bo warto.


Tematem przewodnim tegorocznej edycji jest szeroko pojęty KONFLIKT: każda z przygotowanych wystaw go przedstawia, lub w jakiś sposób – i nie raz na różnych płaszczyznach – do niego nawiązuje.

Indre Serprytyte: 1944-1991 (MOCAK)


Na pierwszy rzut oka, wystawa nie wydaje się specjalnie górnolotna: czarnobiałe zdjęcia drewnianych makiet domów i kilka ujęć pięknego lasu. Wystarczy jednak zbadać nakreślony wokół nich kontekst, a całość nabiera głębszego znaczenia. O ile na początku potraktowałam wystawę dość protekcjonalnie, tak po spotkaniu z autorką chylę głowę: traumę (z racji magisterki) kupię teraz w każdej możliwej formie, a w fotograficznej to i w ciemno.
Warto zresztą zaznaczyć, że wystawa fajnie współgra z nowo otwartymi wystawami w głównym gmachu MOCAKu – wszak Doświadczenie Auschwitz i Gender w sztuce, wyraźnie o konflikt zahacza. Polecam (szczególnie we wtorek, bo wstęp wolny).

Sophie Ristelhueber – Każdy (1994) (Podgórska 16)


Ponownie: niby nic specjalnego, tylko dwa kadry zawieszone na budynku przy bulwarach wiślanych, ale w zestawieniu z cytatem jednak skłaniają do jakiejś głębszej refleksji. Poza tym, nie będę kryć: mam bliżej nieokreśloną słabość do blizn, którą nawet niedawno wyraziłam, łamanym językiem angielskim, w fikcji – przeczytać można TUTAJ.  

Josef Koudelka – Inwazja. Praga 68 (Galeria Starmach)


Konflikt w jego najdosłowniejszej formie: reportaż z inwazji na Pragę. Osobiście mogę nie być fanką reportażu, ale Josefowi Koudelce sprawiedliwość oddaję: zdjęcia są kapitalne. Uwielbiam patrzeć na czarnobiałe, stare zdjęcia. Te Koudelki niezawodnie oddają groźny, ale i na swój sposób hipnotyzujący klimat zatrzymanych chwil. Poza tym, jak ktoś interesuje się historią, odwiedzinami w galerii może sobie zafundować ciekawą lekcję dodatkową. Polecam.

Ciało Obce (Bunkier Sztuki, -1)


Do tej wystawy zapałałam najmniejszym entuzjazmem – do sztuki współczesnej traktującej bezpośrednio o ciele mam stosunek ambiwalentny: raz mi się coś spodoba od pierwszego wejrzenia (i na zabój), innym razem w ogóle. I choć przedstawiany tu rodzaj konfliktu jest sam w sobie bardzo zajmujący (bo bada ciekawe zjawisko kulturowe), mnie osobiście nie porwał.

TRACK-22 (Bunkier Sztuki, 1+)


Poza znanym cytatem Johna Hellera, na wystawie można przeglądnąć kilkanaście „photobooków” zahaczających o tematykę konfliktu (rozumianego tu bardziej jako paradoks – stąd tytuł) i samodzielnie ocenić na ile medium fotografii potrafi go oddać. Recz o tyle ciekawa, że, jakby się tak nad tym dłużej zastanowić, to fotografia (choć niewątpliwie wdzięczna dziedzina sztuki) niesie za sobą spore ograniczenia. Wystarczy chwila niewinnej refleksji, żeby zasiać w sobie poważną wątpliwość, czy aby fotografia – bez skrupulatnie nakreślonego wokół niej kontekstu – w ogóle potrafi bronić się sama.

Joanna Piotrowska – Frowst (ME, Dom Esterki, -1)


Frowst dostarczył mi wrażeń, których w obcowaniu ze sztuką jawnie nienawidzę: opis dał mi nadzieję na coś absolutnie genialnego (bo totalnie w moim guście), a sama wystawa brutalnie tę nadzieję sponiewierała. Zdjęcie powyżej jest jednym z całych dwóch (na niewiele więcej…), które naprawdę mi się spodobały. Ta wystawa to świetny przykład na jakiś czas temu zaobserwowany przeze mnie trend w sztuce współczesnej: koncepcja daleko przerastająca samo „dzieło”.

Tuż obok (ME, Dom Esterki, 0)


Dla kontrastu, Tuż obok bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Oglądanie starych zdjęć samo w sobie ma (przynajmniej dla mnie) dużo magii, a kadry z czasów pierwszej wojny światowej zdają się być tą magią wręcz przeładowane. Przemawia do mnie koncepcja „niewinności” fotografii w czasach iście tragicznych, bo świetnie nawiązuje do głównego dylematu tegorocznej edycji: czy fotografia wyraża się sama przez się. Przyglądając się tym starym kadrom, naszła mnie też dość smutna refleksja, że fotografia jest dziś medium bardzo spowszechniałym i część jej magii (niestety) bezpowrotnie już uleciała. Polecam.

Wisła. Z nurtem i pod prąd propagandy. (Dom Norymberski)


Kolejna wystawa ściśle związana z historią, tym razem Polski. Spragnionych wiedzy o propagandzie i burzliwej historii naszego kraju z nurtem i pod prąd (oficjalnej) królowej polskich rzek powinna zachwycić. Tylko warto zarezerwować sobie na nią więcej czasu, bo jest dużo do przeglądania. Na dobrą sprawę, nad photobookami można by spędzić dobrych kilka dni.

Zhang Dali – Inna Historia (Manggha)


Fascynacja kulturą dalekiego wschodu jest mi obca – szczerze mówiąc, wiem o niej tylko tyle, że niektórzy moi znajomi mają na jej punkcie zdrowego hopla. Ale bynajmniej nie przejdę obojętnie obok jakichkolwiek nawiązań do Orwellowskiego świata, a cała Inna Historia zdaje się być niczym innym jak przepisywaniem historii wyjętym wprost z Ministerstwa Prawdy. Oglądanie tej wystawy jest trochę jak trzymanie w ręku tego skrawka papieru, który dowodzi, że władze piorą nam mózgi. Dla mnie rewelka! Polecam (szczególnie we wtorek, bo wstęp wolny).

Z innych atrakcji na pewno gorąco polecam odwiedzić wystawę sekcji SHOW OFF w Składzie Długa (Długia 72), bo mnie już sama tamtejsza przestrzeń urzekła bez reszty:


Na wydarzenia towarzyszące też warto się wybrać, czego dowodem niech będą dwie fotograficzne mądrości, które wyniosłam ze spotkania z Koudelką (bardzo specyficzny pan) i prawdopodobnie będę pamiętać do końca życia, a może nawet jeden dzień dłużej:
1) nie ma kapitalnych fotografów, są tylko kapitalne zdjęcia
2) czasem zdjęcie przestrzeni bez człowieka mówi o nim więcej niż portret
Oba stwierdzenia widnieją już w kolekcji moich nieśmiertelnych cytatów.

Po więcej informacji na temat festiwalu odsyłam na stronę, a szlajających się po starym mieście krakowiaków do Bunkra Sztuki, gdzie mieści się centrum festiwalowe.
Have fun!