Nadszedł czas, żeby się do tego otwarcie przyznać: jestem feministką.
Ale w tym miejscu powinnam jeszcze (dla własnego dobra) nadmienić, że to (wbrew popularnej acz błędnej opinii) nie czyni mnie ani osobą homoseksualną, ani mniej kobiecą, ani tym bardziej osobą nienawidzącą mężczyzn. Wcale nie chcę pracować w kopalni, udawać że mam jaja i nosić męski garnitur. Ale chcę by taka możliwość istniała.
Nie twierdzę, że kobieta i mężczyzna są tacy sami, że powinni pełnić takie same role i zachowywać się w taki sam sposób. Brońcie niebiosa, zniewieściałych panów i zmężniałych pań i tak już mamy na wyrost. Ale za to uparcie twierdzę, że każdy człowiek – bez względu na płeć – zasługuje na równe szanse: socjalne, ekonomiczne i prawne. Tylko i aż.