Czasem dobrze jest wyjechać.
Chociażby po to, by móc wrócić i docenić stare śmiecie.
Ja po powrocie z Niemiec postanowiłam docenić tarnowską Marcinkę.
Bo zanim w moim życiu zaistniał Zakrzówek, Arthur’s Seat i wszystkie inne ulubione miejsca na ziemi, była sobie właśnie Marcinka (i Wielka Wieś, ale o tym innym razem): Marcinka zimą, Marcinka wiosną, latem i jesienią. Choć najbardziej, rzecz jasna, latem.
Tego miejsca nie da się nie kochać gdy łączy się z nim tyle ciepłych uśmiechów, szczerych rozmów, malowniczych zachodów i udanych kadrów.
To było moje pierwsze ulubione miejsce na ziemi i jest więcej niż pewne, że już na zawsze jednym z nich pozostanie. Bo za każdym razem gdy tam wracam – niezależnie od pogody i samopoczucia – uśmiech sam ciśnie mi się na usta. Tak po prostu.
No i chyba niejeden się ze mną zgodzi, że piwo nigdzie nie smakuje lepiej…? :P