31/12/2021

Seriale 2021

W tym roku seriali obejrzałam ponad 30 (w tym większość nowych i wielosezonowych), co odbyło się oczywiście kosztem filmów i innych czynności (takich jak czytanie), ale poświęconego czasu nie żałuję. Poniżej lista 10, których objerzenie polecam rozważyć, jeśli jeszcze ich nie widzieliście. Jak nietrudno było przewidzieć, wszystkie (poza Community The Good Place) łączy jeden wspólny mianownik: ludzki, psychologiczny dramat.

 

27/12/2021

Filmy 2021


Blackfish

Tak jakby realia i życie początkiem roku same w sobie nie były wystarczająco dołujące, w rozkwicie wyjątkowo podłego PMSu, spontanicznie postanowiliśmy obejrzeć dokument o orkach. Czy może raczej kolejny dokument o najgorszym drapieżniku na tej planecie: człowieku. I jego pazerności na pieniądze. Czy polecam? Dla świadomości problemu i w ramach przestrogi na pewno zobaczyć warto, ale odradzam oglądania w kruchym stanie emocjonalnym, bo mnie to rozbiło na kilka dni. Nie mogłam przestać myśleć o tych biednych, inteligentnych stworzeniach, które człowiek tak bestialsko wykorzystuje do swoich celów.

 

26/10/2021

Polaczek cebulaczek

Uwielbiam ziemniaki i cebulę – o ile ziemniak mu nie dziwny, tak ilość konsumowanej przeze mnie cebuli (szczególnie z jajecznicą na śniadanie) trochę mojego Szkota przerasta. Lubię gdy nabija się z mojego „kraju trzeciego świata”, sugerując że wychowałam się bez bieżącej wody, że mój polski dentysta używa średniowiecznych narzędzi do ekstrakcji zęba, a edukacja seksualna ograniczała się do czekania z seksem do ślubu. Lubię się wykłócać o to, kto ma większy problem z alkoholem (Polak czy Szkot) i kto lepiej klnie (zdecydowanie Polacy!). Bardzo za to nie lubię być czyimś wyznacznikiem polskości – czuję się wtedy jak największy oszust, z kompletnie nieadekwatną wiedzą i doświadczeniami. Nie cierpię czuć na sobie odpowiedzialności reprezentowania całego kraju – to nie moja bajka.  

Ale gdy już zmuszana jestem się nad tym zastanowić, to jasnym się dla mnie staje, że sama równocześnie potwierdzam i obalam wszystkie polskie stereotypy.


06/10/2021

Wierzę w mózg

Zawsze nosiłam w sobie przekonanie, że wszystko jest w naszej głowie, a głowę można modelować wedle własnych życzeń. Odkąd pierwszy raz usłyszałam (albo przeczytałam) o podświadomości i (samo)świadomości, wszystko zaczęło wskakiwać na swoje miejsce. Pamiętam to ekscytujące poczucie, że właśnie natrafiłam na coś niesamowitego, fascynującego, coś, co na dłuższą metę odmieni moje życie. I nie pomyliłam się, czego dowodem jest mój wieloletni pamiętnik.

Przyjaciółka wyznała mi niedawno, że nie zdawała sobie sprawy jak bardzo pisanie potrafi pomóc skołowanej głowie, dopóki – zainspirowana książką The Artist’s Way – nie zaczęła pisać regularnie. Układać w słowa na papierze nieskładne myśli kotłujące się w głowie.



30/08/2021

Razem przez piekło

[Uwaga, będą spojlery filmu Together]

 

To nie był żaden szczególny wieczór. Wróciłam do domu stosunkowo późno, za oknem było szaro i ponuro, oboje nie mieliśmy tego dnia zbyt dużych pokładów energii. Odgrzewałam nam obiad, gdy M skakał po nowościach w TV. Jak zasiadłam z jedzeniem na kanapie, M miał dla mnie propozycję nie do odrzucenia: nowiusieńki film BBC z moim ukochanym Jamesem McAvoyem w roli głównej. Ania kupiona od razu!

Już gdzieś w połowie nabrałam przekonania, że będzie to jeden z filmów, które przywołam na koniec roku, w ramach corocznych, filmowych polecajek. Ale na jakieś 10 minut przed końcem, M stanowczo oświadczył: "umówmy się, że w prawdziwym życiu jak chcesz kogoś faktycznie otruć, to jest to zdecydowany indykator, żeby się czym prędzej rozejść".



16/08/2021

Trzeba siebie polubić

Jest w życiu jedno kluczowe zadanie, którego wykonanie (szczególnie gdy kroczy w towarzystwie samoświadomości i umiejętności regulowania własnych emocji) sprawia, że życie staje się niewyobrażalnie wręcz lżejsze: trzeba siebie polubić.

Co oczywiście łatwo powiedzieć, a trudno zrobić. Są ludzie, którzy siłują się z tym całe życie, i ludzie, którym nigdy osiągnąć się tego nie udaje. Zawalczyć o siebie jednak zawsze warto. I być może brzmi to potwornie kołczowato, ale nie potrafię przywołać bardziej uniwersalnego przepisu na polepszenie jakości swojego życia. To jest podstawa do wszystkiego co w życiu wartościowe, i w żadnym stopniu nie da się tego obejść.


[fotka spod zdolnych palców dangerouspea1]

02/08/2021

Ciężkie jest życie blondynki (12)

 W serii: * cz. 1 * cz. 2 * cz. 3 * cz. 4 * cz. 5 * cz. 6 * cz. 7 * cz. 8 * cz. 9 * cz. 10 * cz.11

 


Bo:

 

Po pierwsze:

Lato 2020 i mój cudowny lockdown (który wspominam z niesamowitym rozrzewnieniem dziś). Razem z moim ulubionym współlokatorem wybraliśmy się na moje ukochane Cramond Island, gdzie wypiliśmy kawkę i zjedliśmy zapakowane śniadanie, a potem niespiesznie ruszyliśmy w stronę domu przez Corstorphine Hill (jedno z moich ukochanych, edynburskich wzgórz). Odległości to były niemałe, więc zrobiliśmy sobie przerwę na łące. Były puste ławeczki, ale bez oparcia, więc wyciągnęłam kocyk i rozciągnęłam się na trawce. Mówię do M, że coś mi tu gównem śmierdzi. I czy może mi podać plecak, który zostawiłam przy ławce. M zbliża się z plecakiem i mówi: Ania, śmierdzi gównem, bo się w nim wyturlałaś. Nie było to najfajniejsze doświadczenie, bo uwalona psim gównem wracałam przez całe miasto. Ale ile my z tego mamy śmiechu to nasze. Jedno z najfajniejszych wspomnień zeszłego roku. Shit happens.

 

05/07/2021

30 lekcji na 30 urodziny

Na 30 urodziny (które już zaraz) uzbierałam 30 lekcji z mojego życia. Nikomu to raczej oczu nie otworzy, bo do wszystkiego trzeba dojść samemu, ale może ktoś przybije piąteczkę.

 



1.   Ufaj sobie i swojej intuicji.

Która bywa dziś zahukana nadciągającymi zewsząd bodźcami i złotymi radami renesansowych znawców: każdy chce przeżyć twoje życie lepiej od ciebie, ale, niespodzianka, nie może! Walcz z presją. Bo nic nie musisz, a bardzo dużo (o wiele więcej niż myślisz) możesz.

 

21/06/2021

Życie bez Boga

Problemy z katolicyzmem zaczęłam mieć po liceum (w którym, co zabawne, byłam obsesyjnie wręcz religijna). Kwestionowanie przyszło nie wiadomo skąd i rozsądek po prostu nie dawał za wygraną. Przemęczyłam tak kilka kolejnych lat, co niedzielę uczestnicząc w mszy świętej, bo to rodzinny rytuał. Kazania spędzałam na przemian albo dostając białej gorączki od wykłócania się z księdzem w mojej głowie, albo wyobrażając sobie jak zaaranżowałabym przestrzeń wewnątrz katedry, gdyby dane mi było przerobić ją na cokolwiek innego (spoiler alert: kilka lat później odkryłam, że w Szkocji już dawno na to wpadli). Ku niezadowoleniu rodziny, w drodze z kościoła do domu, zaczęłam wytykać nieścisłości kazań i nauk Kościoła. Z tygodnia na tydzień coraz gorliwiej, aż w końcu rodzicielka mi powiedziała, że jak tak bardzo mnie to denerwuje, to może lepiej żebym na te msze nie chodziła.

Od tamtej pory byłam w kościele, w ramach nabożeństwa, może ze dwa razy. Na ślubie.

Nie chcę urazić wierzących, ale bez Kościoła żyje mi się o niebo (sic!) lepiej. Już szczególnie odkąd mieszkam w mocno świeckim kraju.


07/06/2021

Postępu nie zatrzymasz

Obejrzeliśmy ostatnio Czarnobyl (jak ktoś jeszcze nie widział, koniecznie nadróbcie!): ja po raz drugi, moi współlokatorzy po raz pierwszy. Wcale nie skłamię jak powiem, że stresowałam się chyba nawet bardziej niż za pierwszym razem. Doskonale pamiętam, jak za dzieciaka panicznie bałam się radioaktywności i ten strach gdzieś tam ciągle we mnie siedzi. Odkąd pierwszy raz usłyszałam o Czarnobylu, byłam święcie przekonana, że każdy reaktor prędzej czy później wybuchnie, że to tylko kwestia czasu. Energia nuklearna to było dla mnie największe zło tego świata: niewidzialny morderca! Nawet terroryzm po atakach na WTC tego dziecięcego strachu nie przebił.

Ale czy dziś, będąc świadoma wszystkich składowych tej tragedii (włącznie z aspektem naukowym, bo mam w domu niedoszłego inżyniera chemii, który wziął sobie za punkt honoru nie tylko zrozumieć jak dokładnie do tego wybuchu doszło, ale też mi to łopatologicznie wytłumaczyć), jestem z automatu przeciwna energii nuklearnej? Absolutnie nie.


25/05/2021

Emocje są po to, by je czuć

Istnieje przekonanie – któremu sama się przez wiele lat dawałam tłamsić i z którym do dziś aktywnie walczę – że emocje stoją nam na drodze do racjonalnego myślenia, zaburzają wizję i przeszkadzają w podejmowaniu słusznych decyzji. Że bycie emocjonalnym jest niedojrzałe i dziecinne. O ile prawdą jest, że nie warto podejmować ważnych decyzji (czy w ogóle działać) pod wpływem silnych emocji, to kompletną bzdurą jest założenie, że emocje są wyłącznie przeszkodą do zwalczania. Dekonstrukcja tej bzdury w dość znacznym stopniu odmieniła moje spojrzenie na życie, innych i samą siebie.


10/05/2021

Tożsamość narodowa

Tożsamość narodowa to dla mnie płynny koncept (jak w zasadzie każdy koncept): skonkretyzowane wyobrażenie siebie, swojej przynależności do danej grupy czy miejsca. Ile ludzi, tyle (narodowych czy nie) tożsamości.

Nie wiem czy można powiedzieć, że mam dwie tożsamości narodowe. Gdybym musiała się teraz określić, to powiedziałabym, że jestem narodowo bezdomna. Jak wielu emigrantów przede mną: nie czuję się w pełni ani Szkotką, ani Polką.

Nie jest to jednak dla mnie istotna kwestia i nigdy taką nie była. Choć z sentymentu kocham Polskę bardzo, to trudno byłoby nazwać mnie patriotką. Szczerze powiedziawszy, to ja od patriotyzmu mocno stronię. Za blisko mu do nacjonalizmu.



Choć od samego początku identyfikowałam się jako imigrantka w UK, to przez długi czas nie uważałam się za emigrantkę. Na pytanie jakie są moje plany, zawsze odpowiadałam, że nie mam planów, mimo że w mojej głowie już trzy lata temu zrodziło się przekonanie, że do Polski nie wrócę. Nie byłam pewna czy to moje miejsce i czy na pewno dam sobie tutaj radę, ale wiedziałam, że w Polsce nie ma tego wszystkiego, do czego rwie się moje serce. Dwa lata temu przyznałam się do tego przed światem i od tamtego czasu tylko się w tym przekonaniu utwierdzam: tak, to właśnie tędy biegnie moja droga.

Wyemigrowałam i jestem emigrantką.

26/04/2021

Mogłabyś się pomalować

Jeśli o tematy około-związkowe i feministyczne idzie, największym źródłem inspiracji dla moich przemyśleń są aktualnie grupy na fejsie. Niektóre pytania / historie tam zamieszczane autentycznie mnie szokują, przypominając w jak wygodnej bańce na co dzień żyję.

Ostatnim takim szokiem był dla mnie anonimowy post dziewczyny, młodej mamy, która usłyszała od męża, że mogłaby się wreszcie umalować, założyć szpilki i odpowiednio przywitać go w domu. Momentalnie cała się zagotowałam. Ja wiem: ludzie i ich potrzeby są różne, związkowe priorytety też są różne, dla niektórych to normalne, tak lubią, tak żyją. Ale wiem i rozumiem to tylko w teorii, bo w głowie mi się nie mieści jak można budować życiowy związek (jakim z założenia jest małżeństwo i rodzicielstwo) na bazie szpilek i makijażu. To utrwala tak wiele szkodliwych stereotypów i błędnych kulturowych wyobrażeń o Genderowych rolach, że aż mnie mdli! Sporo na ten temat pisałam kiedyś tutaj.



Im dłużej o tym myślę, tym trudniej mi usprawiedliwić, dlaczego ten temat poruszam. Przecież to nie mój problem, nie mój związek, nawet nie związek kogoś względnie mi bliskiego, więc dlaczego mnie to w ogóle mierzwi?!

No cóż, moja wewnętrzna idealistka i feministka nie może sobie odpuścić. Jest co najmniej pięć kwestii, które cholernie mnie tu uwierają.  

16/04/2021

2019: Rzym

Do zajrzenia do folderu ze zdjęciami z Rzymu nakłonił mnie zakup nowego aparatu (wreszcie wymieniłam moje wysłużone, 12letnie body na nowszy model). Po blisko dwóch latach (!) od rzeczonego wyjazdu. Pojechałam tam oczywiście za moim ukochanym Muse, z bratem, jego dziewczyną i Lee, moją szkocką koleżanką. Wyprawę na bieżąco (jak wszystkie moje wycieczki ostatnimi czasy) relacjonowałam na instagramie, a po powrocie jakoś nie kwapiłam się zaglądnąć do tych setek zdjęć. Żyłam w przekonaniu, że są chujowe i niewarte zachodu. I choć faktycznie nie jestem z finalnych efektów szczególnie zadowolona, to okropnie nakręciły mnie na kolejny zagraniczny wyjazd. Oby za rok się wreszcie udało bezpiecznie wybrać gdzieś indziej niż tylko w odwiedziny do rodziny w Polsce…



Oto moja (mocno opóźniona) foto-relacja z Rzymu.

12/04/2021

Gronek i ja

Pojawił się pewnego zimowego dnia, nie wiadomo skąd, i mimo że początkowo nie traktowałam go poważnie, to wywrócił moje życie do góry nogami. Od tamtej pory, a to już grubo ponad cztery lata będzie, jesteśmy nierozłączni. Jest ze mną dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Zżył się ze mną tak bardzo, że stanowimy jeden współegzystujący organizm.



29/03/2021

Wszyscy jesteśmy rasistami

Uważam się za osobę świadomą, otwartą i zawsze chętną do zmian. Cieszy mnie kwestionowanie własnego światopoglądu, nie boję się nowych pojęć, emocji i mentalnych wyzwań – i z taką też postawą podchodzę do każdego tematu z dyskryminacją, rasizmem, kulturą anulowania i poprawnością polityczną związanego. W moich codziennych, bezpośrednich relacjach z ludźmi staram się nie oceniać, nie traktować pochopnie ani zero-jedynkowo. Jestem jednak tylko człowiekiem (i to z bardzo niewyparzonym jęzorem), który cały czas się uczy i który woli być świadomy swoich krzywdzących schematów niż udawać, że nie istnieją lub że świetnie dałam sobie z nimi radę.

No nie, to jest akurat jedna z tych kwestii, której – i jestem o tym święcie przekonana – będę się uczyć całe życie. I dobrze. Bo wiecie co? Wszyscy jesteśmy rasistami.



15/03/2021

Menstruacyjny kołowrotek

Kiedy chodziłam do szkoły, moją ulubioną porą roku były wakacje: wolne od nauki, długie ciepłe dni, wycieczki, kolonie i leniuchowanie na działce. Z czasem nauczyłam się jednak doceniać każdą porę roku: bo z każdej można coś dobrego wyciągnąć. I w podbiegu do mojej 30tki, podobnie zaczęłam traktować swój cykl menstruacyjny.

No cóż, lepiej późno niż wcale. Po części skłoniła mnie do tego pandemia (i o wiele więcej wolnego czasu), po części świeży związek, a po części też praca nad własnymi emocjami. I co tu dużo gadać, przez ostatnie miesiące nauczyłam się o menstruacji więcej niż przez 15 lat mojej formalnej edukacji. Bo jak wyglądała (…wciąż wygląda?) edukacja seksualna w polskich szkołach to wiemy chyba wszyscy: zajęcia z wychowania do życia w rodzinie rzadko kiedy prowadzili wykształceni seksuolodzy, a zatrważająco często księża lub zakonnice.



01/03/2021

Ciężkie jest życie blondynki (11)

W serii: * cz. 1 * cz. 2 * cz. 3 * cz. 4 * cz. 5 * cz. 6 * cz. 7 * cz. 8 * cz. 9 * cz. 10

 


Bo:

 

Po pierwsze:

W mojej pierwszej pracy w Edynburgu, w kawiarni, wymyślono sobie otwarcie malutkiego stanowiska z kawą na najwyższym piętrze kwater głównych banku RBS (Royal Bank of Scotland). W przejściu zawieszonym nad dużą otwartą przestrzenią poniżej, gdzie do tej pory stały dwie kanapy i stolik. Jako że nauczyli mnie w kawę, toteż często mnie do tego małego stanowiska na całe dnie, samotnie, wysyłano. I tak właśnie kiedyś, porządkując z nudów blat wokół ekspresu, zrzuciłam przypadkiem całe pudełko (jakieś 200 torebek) herbat. Prosto na biurka dwa piętra niżej. Przy których, oczywiście, siedzieli pracownicy, monotonnie wklepując dane do komputerów. Zawału nikt nie dostał, deszcz torebek herbat też na szczęście nikomu krzywdy nie zrobił. Ale co się wstydu najadłam to moje.

14/02/2021

Miłość to nie wszystko

Nigdy nie lubiłam Walentynek. Jedyne które wspominam dobrze, to te sprzed roku, gdy mój przyjaciel, będąc równocześnie dobrym przyjacielem dla swoich współlokatorów (którzy, jako para, chcieli spędzić walentynki we dwoje), zapytał czy mógłby się zwalić do mnie na niezobowiązujący film i pizzę, jeśli oczywiście nie mam innych planów. Pytał ze szkockiej uprzejmości, bo obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że planów nie mam. Filmu koniec końców nie obejrzeliśmy: przegadaliśmy kilka godzin ciurkiem, aż zrobiła się pierwsza w nocy. Nie bardzo pamiętam o czym dokładnie rozprawialiśmy, ale następnego dnia wstałam (o 6 rano, gdy za oknem ciemno, zimno i ponuro!) w podejrzliwie dobrym humorze. Ech, powinnam się była wtedy domyślić…

Tegoroczne Walentynki zastały nas jako parę.

Co bynajmniej nie sprawiło, że awansowały w moim świątecznym rankingu: wciąż o wiele wyżej cenię sobie Tłusty Czwartek.


[pierniczki domowej roboty nadesłał nam brat z narzeczoną]

 

01/02/2021

Złość piękności szkodzi

Kto się takich złotych myśli w życiu nasłuchał, palec do budki! Mimo upływu lat i wzmożonej uważności przy dobieraniu sobie towarzystwa, raz na jakiś czas wyrwie się taki Filip z konopi, który z pełną politowania troską w głosie zwróci mi uwagę, że złość piękności szkodzi. I może bym się uśmiechnęła. A na koniec dorzuci jeszcze jakieś obleśne kochaniutka.

Chuja tam. Przyszłam dziś bronić złość.



Emocje, szczególnie te trudne, są powszechnie uważane za niewygodne. Zamiast uczyć nas jak sobie z nimi efektywnie radzić, uczy się nas jak je umiejętnie represjonować. Co, rzecz jasna, zbiera swoje żniwo w naszym późniejszym, dorosłym życiu.

18/01/2021

Poczucie własnej wartości

Przyśnił mi się koszmar, bardzo realny i znajomy, przez co wyjątkowo dotkliwy. Z ust ważnej i bliskiej mi osoby usłyszałam w nim wszystko to, co złego kiedykolwiek o sobie zakodowałam. Wszystkie moje wątpliwości wypłynęły na powierzchnię i na chwilę kompletnie przysłoniły mi wizję. Obudziłam się zlana potem, z trzęsącymi się rękami.

Kurczę pieczone, dlaczego akurat teraz?!

Odpowiedź przyszła szybko: tapetowy problem niedający mi spokojnie spać przez większość zeszłego roku wreszcie zszedł z tapety, więc w głowie nagle zrobiło się miejsce na sztandarowe problemy. Ale może to i dobrze, bo poczucie własnej wartości to na pewno rzecz, w którą warto włożyć czas i wysiłek. No więc dumnie podnoszę głowę i szarżuję.



To nie tak, że te zobrazowane we śnie wątpliwości męczą mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Nie. Jakby nie było, lata kucia samoświadomości przynoszą jakieś realne korzyści i przez większość czasu mój mózg ma się dobrze. Ale wystarczy, że na tapetę wjadą niewdzięczne hormony, stres w pracy czy napięcia w bliskich relacjach i moja pewność siebie momentalnie rozpływa się w powietrzu.

Budowanie zdrowego poczucia własnej wartości to u mnie niekończąca się „praca w toku”.

04/01/2021

Idiotka

Znacie podcast Okuniewskiej pt. Moje Przyjaciółki Idiotki? Koleżanka mi go kiedyś poleciła jako coś lekkiego i zabawnego do posłuchania. I ja go sobie radośnie słuchałam, podczas gdy sama w najlepsze idiotkowałam. Udając przy tym oczywiście, że moja sytuacja jest kompletnie inna. Otóż chuja, wcale nie była. I co mądrzejsi przyjaciele nawet próbowali mi to delikatnie sugerować. Co ja, rzecz jasna, skrupulatnie puszczałam mimo uszu. Ubzdurałam sobie, że to jest to i że warto czekać.

Uwaga, spojler: to nie było to i wcale nie warto było czekać.




Niby zawsze wiedziałam, że z jednostronnych relacji trzeba się czym prędzej ewakuować (pośrednio pisałam o tym tutaj, a bardziej bezpośrednio tu i tu). Ale to oczywiście o wiele łatwiej jest powiedzieć (i wiedzieć) niż zrobić, szczególnie gdy zaślepia cię zauroczenie. Wyjątkowo łatwo przychodzi wtedy pisanie usprawiedliwień i ignorowanie głosu rozsądku. Trudno z tym walczyć czy dyskutować, nawet jak się ma duże tendencje do nadinterpretacji i analiz. Jak cię zauroczenie złapie za flaki, to łatwo nie puści, trzeba swoje odchorować. I jeśli czegoś mnie ta historia z zeszłego roku nauczyła, to właśnie tego: że czasem po prostu trzeba w życiu „poidiotkować”.