29/03/2021

Wszyscy jesteśmy rasistami

Uważam się za osobę świadomą, otwartą i zawsze chętną do zmian. Cieszy mnie kwestionowanie własnego światopoglądu, nie boję się nowych pojęć, emocji i mentalnych wyzwań – i z taką też postawą podchodzę do każdego tematu z dyskryminacją, rasizmem, kulturą anulowania i poprawnością polityczną związanego. W moich codziennych, bezpośrednich relacjach z ludźmi staram się nie oceniać, nie traktować pochopnie ani zero-jedynkowo. Jestem jednak tylko człowiekiem (i to z bardzo niewyparzonym jęzorem), który cały czas się uczy i który woli być świadomy swoich krzywdzących schematów niż udawać, że nie istnieją lub że świetnie dałam sobie z nimi radę.

No nie, to jest akurat jedna z tych kwestii, której – i jestem o tym święcie przekonana – będę się uczyć całe życie. I dobrze. Bo wiecie co? Wszyscy jesteśmy rasistami.



Pracuję w bardzo specyficznym miejscu – jestem recepcjonistką niewielkiego hotelu i apartamentów w ścisłym centrum miasta, które należą do edynburskiego Uniwersytetu i mieszczą się w tym samym budynku co studenckie akademiki. Oznacza to, że mam do czynienia z dość szerokim spektrum społeczeństwa: od bogatych azjatyckich studentów, znerwicowanych rodziców, niespecjalnie inteligencją grzeszących kontrahentów, sfrustrowanych pracowników innych działów, poprzez wyrafinowanych uczestników licznych konferencji, organizatorów festiwali i obieżyświatów spragnionych mocnych wrażeń, aż po przypadkowych imprezowiczów z Fife. Do wyboru, do koloru, jedni mnie kochają, inni nienawidzą do tego stopnia, że pytają o imię tylko po to, by wysmarować o mnie jakieś bzdury w recenzjach (podziwiam energię, bo mnie by się nie chciało).

Natura tej pracy jest taka, że człowiek mimowolnie zauważa typowe dla konkretnych narodowości czy specyficznych grup społecznych zachowania. Pracując na pełen etat i będąc zmuszonym do efektywnego obsługiwania setki różnorodnych ludzi dziennie, poniekąd musisz spłycić pewne procesy poznawcze – dla zachowania jednolitego poziomu pracy.

Ludzie niezmiennie burzą się na stereotypowanie i wrzucanie do jednego worka, ale chyba zapominamy, że właśnie tak z nadmiarem informacji radzi sobie nasz mózg: kategoryzuje. I chociażby dlatego powinniśmy założyć, że z natury wszyscy (a już na pewno wszyscy biali) jesteśmy rasistami. W mniejszym lub większym stopniu, mniej lub bardziej świadomie, ale wszyscy działamy według podobnych – jeśli nie takich samych – schematów. Taka nasza natura, w takim świecie dorastaliśmy, w takim a nie innym systemie się wychowaliśmy. Tu nie ma sensu zaprzeczać, lata historii mówią same za siebie. To w nas siedzi.

Dlatego gdy ktoś próbuje gorliwie przekonywać, że on NA PEWNO nie jest rasistą, że w jego ciele nie ma choćby jednej rasistowskiej kości, w głowie zapala mi się czerwona lampka. Bo stąd już całkiem niedaleko do idiotycznego stwierdzenia, że „ja w ogóle nie widzę koloru skóry”. Skutek odwrotny do zamierzonego, bo zupełnie nie tędy droga.

Zamiast zaprzeczać, represjonować i oponować, dobrze byłoby przyjąć rasizm jako zjawisko-pewnik, jako dane wyjściowe. Taki mamy klimat. Bycie rasistą nie czyni cię z automatu złym człowiekiem. Przecież nie każda myśl, która przemyka przez twoją głowę, musi odbić się w czynach – od tego mamy rozum, empatię i krytyczne myślenie. Żeby decydować, odróżniać myślenie abstrakcyjne od racjonalnego. To od nas zależy jak te myśli skategoryzujemy, czy przekujemy je w działania, zignorujemy, czy spróbujemy rozpakować i przerobić na coś innego, potencjalnie lepszego.

Rasizm to coś, co wynosimy z zastanego systemu, kultury, domu; coś czego uczymy się bez udziału świadomości. Każda osoba z przywilejem (a taki przywilej ma się z automatu, gdy urodziło się białym człowiekiem, szczególnie na zachodzie) korzysta na systemowym rasizmie i próba zaprzeczania czy represjonowania, służy jedynie jego powielaniu. Żeby problem efektywnie rozwiązać (lub chociaż jego negatywny wpływ minimalizować), potrzeba nam masowej świadomości problemu i odpowiedzialnego, umiejętnego dialogu. Co niestety wymaga pewnej mentalnej gimnastyki, na którą nie każdy potrafi się zdobyć.

Potrzeba nam ludzi gotowych do przyznawania się. Do zauważenia i nazwania problemu: nie gdzieś tam na ulicy, tylko w sobie. Potrzeba nam zmiany myślenia, odpakowania lat i całych pokoleń konkretnych przekonań, ślepo powielanych w tzw. podświadomości kulturowej, nierzadko pod przykrywką „wiekowej tradycji” i „patriotyzmu”. Mózg to maszyna, która magazynuje informacje w konkretny sposób: przy znajomości odpowiednich narzędzi, można go przeprogramować. To proces długotrwały i żmudny, ale możliwy do przeprowadzenia.

Wszyscy jesteśmy rasistami i dopóki tego nie zaakceptujemy, nie bardzo można mówić o skutecznym antyrasizmie. Trudno zwalczać coś, czego istnienia się wypieramy.

Ja się swojego rasizmu nie wypieram, bo chcę go efektywnie leczyć.