27/12/2021

Filmy 2021


Blackfish

Tak jakby realia i życie początkiem roku same w sobie nie były wystarczająco dołujące, w rozkwicie wyjątkowo podłego PMSu, spontanicznie postanowiliśmy obejrzeć dokument o orkach. Czy może raczej kolejny dokument o najgorszym drapieżniku na tej planecie: człowieku. I jego pazerności na pieniądze. Czy polecam? Dla świadomości problemu i w ramach przestrogi na pewno zobaczyć warto, ale odradzam oglądania w kruchym stanie emocjonalnym, bo mnie to rozbiło na kilka dni. Nie mogłam przestać myśleć o tych biednych, inteligentnych stworzeniach, które człowiek tak bestialsko wykorzystuje do swoich celów.

 

Isle of Dogs

Obejrzany w zimny styczniowy wieczór, idealnie ogrzał moje serducho. Ujmująca za serce bajka o lojalności, przywiązaniu i rewolucji, a przy tym i wcale niegłupia alegoria dzisiejszego podgniłego świata. Zaraz po Fantastic Mr. Fox, to jeden z filmów Wesa Andersona do którego na pewno chętnie wrócę. Czego o jego najnowszym filmie powiedzieć na przykład nie mogę – nie był zły, bardzo w klimacie i cudownie się na niego patrzyło, ale fabularnie mnie nie wciągnął i nie złapał za serce w takim samym stopniu jak inne jego tytuły. Ale Ise of Dogs (i oczywiście Fantastic Mr. Fox!) bez wahania polecam.

 

The Devil and Daniel Johnston

Mam dużą słabość do problematycznych geniuszów, niezrozumianych artystów i ogólnie utalentowanych ludzi zmagających się z mentalnymi problemami. Historia Daniela Johnsona, jego rozdzierającego poszukiwania zrozumienia i miłości, bardzo złapała mnie za serce, i to na wielu poziomach. To nie tylko dobry i łapiący za serce dokument o zwykłym człowieku z niezwykłym talentem, ale też i cudowne odkrycie muzyczne. Nie jest to szczególnie radosna pozycja (wręcz przeciwnie, łamie serce), ale polecam.

 

Together

O tym filmie napisałam cały oddzielny post, więc tylko częściowo powtórzę: autentyczny, na czasie, bardzo dobrze napisany i fantastycznie zagrany. Traktuje o pandemii, związku i stracie. Porusza poważne i ciężkie (ale bardzo aktualne) tematy społeczne i polityczne, więc można się nieźle wkurwić i niepotrzebnie zdołować. Ale przy całym tym tragizmie dnia codziennego, jest też rozbrajająco zabawny. Przynajmniej dla mnie: momentami płakałam ze śmiechu. Ogólnie cud, miód i orzeszki, gdyby nie kwestia jawnej chęci otrucia partnera.

 

Annette

To była jedna z najbardziej udanych, tegorocznych (bardzo nielicznych) wycieczek do kina. Wybraliśmy się spontanicznie, więc nie wiedziałam o tym filmie nic, a na moje pytanie czy to przypadkiem nie jest musical (bo przed seansem puszczano same muzyczne zwiastuny), M stanowczo zaprzeczył – żeby po pierwszej minucie filmu się zreflektować i wyszeptać mi do ucha, że to jednak jest musical. I jak musicale nie są moim ulubionym gatunkiem, tak ten był bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Było tam wystraczająco dużo groteski, horroru, specyficznego humoru, fantastycznej choreografii i angażującej historii, żeby wylądował wysoko w moim rankingu. To był film cudownie dziwny, zaryzykowałabym może nawet stwierdzenie, że najlepszy jaki w tym roku wiedziałam, więc gorąco polecam (choć na pewno nie jest dla każdego).

 

Spencer

Nie przypuszczałam, że będę ten film polecać, bo pierwsza scena wywołała we mnie co najmniej nieprzyjemne ciarki i byłam pewna, że nie zdzierżę tej maniery przez następną godzinę z hakiem. Ale to akurat nie była kwestia słabej aktorki: jak do księżnej Diany nic nie mam, tak jej akcent i maniera dość mocno działają mi na nerwy. Sama Kristen Stewart, choć daleko jej do (fenomenalnej moim zdaniem) XX w The Crown, spisała się w tej roli świetnie.: podobieństwo naprawdę bije po oczach. To dramatyczna historia, której tragiczny koniec wszyscy znają, ale pokazana w nowatorski sposób. Akcja rozgrywa się na przestrzeni trzech dni Bożego Narodzenia i zabiera nas w emocjonalną podróż. To co podobało mi się najbardziej, to ukazanie Diany jako prawdziwego człowieka z krwi i kości: z dobrze zarysowanym profilem psychologicznym, namacalnymi problemami, wadami i prawdziwymi emocjami. Nie ma tu piedestału ani czerni i bieli, za to są liczne odcienie szarości. Polecam!

 

Spiderman: No Way Home & James Bond: No Time to Die

Wiem, kto by przypuszczał, ale to naprawdę dwa bardzo dobre, rozrywkowe filmy. Wcale niewykluczone, że pozytywny odbiór spotęgowało oglądanie obu tytułów w towarzystwie wieloletnich fanów, ale naprawdę świetnie się na nich bawiłam. To, że filmy (czy seriale) o super bohaterach mogą być naprawdę niezłą rozrywką, wiem nie od dziś. Ale dopiero w tym roku zdałam sobie sprawę, że nawet dobrze zrobiona strzelanka (jaką jest John Wick) może mnie zachwycić. Jasne, mam swoje filmowe preferencje i strzelanki na pewno do nich nie należą, ale prawdą jest, że naprawdę dobry film – z jakiegokolwiek gatunku – obroni się sam. Najnowszy Spiderman i James Bond się w tym roku obronili.

 

A was co filmowo zachwyciło w tym roku?