25/05/2021

Emocje są po to, by je czuć

Istnieje przekonanie – któremu sama się przez wiele lat dawałam tłamsić i z którym do dziś aktywnie walczę – że emocje stoją nam na drodze do racjonalnego myślenia, zaburzają wizję i przeszkadzają w podejmowaniu słusznych decyzji. Że bycie emocjonalnym jest niedojrzałe i dziecinne. O ile prawdą jest, że nie warto podejmować ważnych decyzji (czy w ogóle działać) pod wpływem silnych emocji, to kompletną bzdurą jest założenie, że emocje są wyłącznie przeszkodą do zwalczania. Dekonstrukcja tej bzdury w dość znacznym stopniu odmieniła moje spojrzenie na życie, innych i samą siebie.


Wspominałam już o tym nie raz: zawsze byłam karcona za swoją impulsywność. W miarę stawania się coraz bardziej samoświadomą, zaczęło do mnie docierać, że ta moja impulsywność i niestandardowa intensywność przeżyć wynika z wrodzonej nadwrażliwości, która jest integralną częścią nad-wydajności mentalnej. Gdy tylko zaczęłam zgłębiać ten – wciąż dla wielu dość wątłej natury – temat, wszystko zaczęło wskakiwać na swoje miejsce. Moje procesy myślowe i percepcja świata rzeczywiście odbiegają trochę od przyjętych standardów, ale wcale nie są przez to gorsze. Są po prostu inne, a przez to czasem nierozumiane.

Zawsze odczuwałam (i wciąż odczuwam) wszystko najpierw sercem, a dopiero potem rozumem. Zawsze najpierw przeczuwałam zanim cokolwiek tak naprawdę wiedziałam. A jak już nawet coś wiedziałam, to zazwyczaj nie potrafiłam wyjaśnić jak do tego doszłam, co budziło frustrację po obu stronach. Zawsze miałam się za nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie durnia, a równocześnie podświadomie czułam, że rozumiem i dostrzegam, odczuwam, o wiele więcej niż ludzie wokół mnie. Emocje zawsze były dla mnie trudnym tematem, bo zdawałam się je odczuwać na wielu płaszczyznach i w znacznie większych dawkach niż inni. A takie histeryzowanie, rzecz jasna, było mocno tępione.

Całe życie namawiano mnie – choć często nie bezpośrednio – żebym z tą swoją emocjonalnością walczyła (już szczególnie jako impulsywna kobieta). Przy czym ów walka, w doświadczeniu bliskich mi dorosłych, zawsze sprowadzała się do emocji tłumienia i spychania na samo dno podświadomości. Bo tak przecież właśnie postępuje dorosły, dojrzały, poważny, szanujący się człowiek: kontroluje swoje emocje.

To dość chętnie czynione założenie (poparte długimi latami naukowych badań bazujących wyłącznie na chłodnej analizie faktów, której emocje się zręcznie wymykają): im bardziej człowiek jest emocjonalny, tym chętniej nazywa się go nieogarniętym, niedojrzałym, roztrzepanym. Im człowiek bardziej swoje emocje skrywa, ignoruje i represjonuje, tym chętniej nazywa się go zrównoważonym i dojrzałym. Tymczasem wrażliwość i emocjonalność wcale nie wykluczają odpowiedzialności i równowagi. Wręcz przeciwnie: są do ich osiągnięcia tak naprawdę konieczne. Przecież to właśnie emocje i umiejętność introspekcji – a nie zimna analiza faktów i czynników zewnętrznych – sprawiają, że jesteśmy ludzcy. Nie jeden film, serial czy książka dowodzą (tak fikcyjnie jak i naukowo), że skomputeryzowane, chłodno wykalkulowane i pozbawione emocji życie, dalekie jest utopijnym ideałom.

Problem wcale nie leży więc w emocjach samych w sobie, ale w tym jak je odbieramy i jak sobie z nimi radzimy. I to, tak po krótce, jest definicja emocjonalnej inteligencji. Emocje – odpowiednio zinterpretowane i przeżyte – mogą być fantastycznymi, życiowymi drogowskazami.

Emocji z definicji nie można kontrolować: to naturalna, nierzadko stricte fizyczna reakcja organizmu, którą prowokują wielorakie czynniki, zewnętrzne i wewnętrzne. Ale o ile nie możesz powstrzymać emocji od pojawiania się (tj. możesz oczywiście próbować – wiele osób tak robi – ale jest to nienaturalne i w ostatecznym rozrachunku zawsze przynosi więcej szkód niż zysków), to możesz nauczyć się je trafnie rozpoznawać i w porę kontrolować swoje reakcje na nie. Ja właśnie tak, po latach wierzenia, że naprawdę mam poważny problem z agresją, nauczyłam się o wiele lepiej panować nad swoją złością. Nie znaczy to, że przestałam się złościć i sławetnie wkurwiać (oj nie), ale nie wpadam już w dziki szał, tak jak kiedyś.

Warto też pamiętać, że nie ma emocji złych i dobrych. Wszystkie emocje są naturalne, wartościowe i do prawidłowego funkcjonowania niezbędne. To nasz – społeczny i kulturowy – odbiór tych emocji tworzy niepotrzebną otoczkę, dyskredytując i ośmieszając, czy wręcz przeciwnie, nienaturalnie wychwalając.

Inteligencja emocjonalna – według Daniela Golemana* – jest kluczem do sukcesu, do udanego, satysfakcjonującego życia. Nie mogłabym się z tym bardziej zgodzić. A co ważniejsze, w przeciwieństwie do inteligencji (mierzonej w IQ) z którą rzekomo się rodzimy, inteligencji emocjonalnej można się nauczyć.

Niestety, mimo ogromnych postępów w nauce, wciąż znacznie większy nacisk kładzie się na sukcesy i osiągnięcia akademickie, a nie emocjonalne. To bardzo przykre, bo o ile osiągnięcia zawodowe są w życiu istotne, to nie gwarantują one tego (a często wręcz stoją w sprzeczności), co najważniejsze: zdrowia psychicznego i wartościowych relacji, które budowane są bezpośrednio na emocjach (i naszych relacjach z nimi). Złoty środek, jak zawsze, leży w równowadze, której osiągnięcie, bez wsparcia systemu i zbiorowej mentalności, jest bardzo ciężkie – a często wręcz niemożliwe. W naszej podświadomości kulturowej, jedno wciąż wyklucza drugie, choć wcale nie powinno. Dlatego cieszy mnie, że coraz więcej mówi się dziś (przynajmniej tu, w Szkocji) o zdrowiu psychicznym. Że to już nie jest taki temat tabu jak kiedyś. Mam nadzieję, że dożyję dnia, kiedy nie tylko świadomość swojego zdrowia psychicznego, ale i dbanie o nie będzie absolutną normą.

Świat byłby o wiele piękniejszym miejscem, gdyby wszyscy potrafili odpowiednio nazywać i przepracowywać swoje emocje. Świat byłby również o wiele przyjaźniejszym miejscem, gdyby każdy szanował uczucia i emocje autonomicznej jednostki – bez względu na jej płeć, kolor skóry, wiek, rasę, przynależność czy pochodzenie.

Ja wreszcie widzę swoją emocjonalność i nadwrażliwość dokładnie tak jak powinnam: jako atut, a nie przeszkodę.

 

*Emotional Intelligence, Daniela Goleman: wszystkim interesującym się szeroko pojętą psychologią i samorozwojem, gorąco tę lekturę polecam.