Ponieważ tegoroczny sierpień spędziłam na obczyźnie (o tym nieco szerzej niebawem), na zdjęciach pozuje Szwabia, a ściślej mówiąc, całkiem niebrzydki Augsburg, w którym znalazłam się dzięki uprzejmości Asi i Kuby, których bardzo gorąco pozdrawiam! ;-)
Kraj niemiecki – poza językiem (of course!) i wszechobecnym zapachem nawozu naturalnego, którego Niemcy są ewidentnymi fanami – okazał się całkiem znośny.
Zajebista zebra prosto z gustownego salonu Asi i Kuby.
Jeziorko nad którym mocno nas zmoczyło.
Centrum Augsburga.
Lody (i czekolada) to mój ulubiony, sierpniowy posiłek.
W Augsburskim kościele przy ołtarzu stoi trumna…
…ze szczątkami świętej Afry. Creepy.
Niedaleko akademika w którym mieszkamy odkryłyśmy uroczy park z teatrem.
Bardzo inspirujące miejsce – idealne do dumania.
Na koniec miesiąca skorzystałyśmy z sezonowej atrakcji i wybrałyśmy się na lokalny Plarrer.
Gdzie znowu jadłyśmy przepyszne lody.
I piłyśmy dobre piwo w klimatycznej knajpce z muzyką na żywo.
Choć nie miałam czasu (i siły…) na szczególne wyżywanie się fotograficzne, to na brak sierpniowych inspiracji narzekać mi nie wypada – na obczyźnie wiele drobiazgów potrafi człowieka nie tylko zadziwić, ale i prawdziwie zainspirować.
Zlepka szwabskich kadrów z telefonu.
Tak więc, mimo mocno ograniczonego czasu i ogólnego przemęczenia, przyznaję bez bicia, że całkiem mi się ten sierpniowy stan rzeczy spodobał ;)