Na lipcowych zdjęciach (poza dwoma kadrami z Tarnowskiego rynku) królują moje ukochane tropiki w Dzikiej Wsi, razem z Leonem, Julką, kapitalną poranną mgłą, moimi gustownymi gumiakami i punkowym Kacprem. A między tym wszystkim wycinek szkockiego nieba – w Edim i T in the Park.
Działkowe róże kwitną co roku na moje i dziadzia urodziny.
Co roku na zjazdach rodzinnych trenujemy nowych, zdolnych sportowców.
I śpiewamy (jak kto może) przy standardowym ognisku.
A czasem (choć rzadko) doczekujemy malowniczych wschodów.
Edynburgiem szerzej zanudzam TU (i w następnych postach)
A o T, rzecz jasna, zanudzać jeszcze będę!