11/12/2015

Sztuka w Krakowie 2015

Mój plan sporadycznego „odchamiania się” wciąż trwa. Co prawda w tym roku swój wolny czas w lwiej części poświęcałam zgoła odmiennym (od sztuki) rozrywkom, ale i na nią czas się, rzecz jasna, znalazł. Standardowo pobiegałam trochę po muzeach i kinach, zaliczyłam kilka festiwali, wystaw i eventów, a nawet zawitałam w teatrze pod Wieżą Ratuszową.
Z natłoku różnorodnych wrażeń, tak jak rok temu, wybrałam te, które najbardziej zapadły mi w pamięć.   


MOCAK
Choć w tym roku do MOCAKu zajrzałam tylko raz (nie licząc MFK), nie mogło go tutaj zabraknąć. Bo ze wszystkich wystaw jakie w tym roku widziałam, największe wrażenie wywarła na mnie ta zatytułowana „Polska – Izrael – Niemcy. Doświadczenie Auschwitz”. Nawet kiedyś w pracy (gdzie sprzedajemy wycieczki do Auschwitz) zaczęliśmy o tym dyskutować, gdy oburzony kolega pokazał nam zdjęcie (w formie plakatu na przystanku) promujące wystawę, myląc je z reklamą muzeum w Oświęcimiu – jarałam się tą jego pomyłką jak pochodnia, bo była w niej kwintesencja całej sprawy! Ta wystawa była kontrowersyjna, ale to między innymi dlatego tak bardzo mi się podobała: spoglądała na problem z więcej niż jednej perspektywy i uświadamiała jaki wciąż trudny, delikatny i w gruncie rzeczy nie do przejścia jest to dla nas temat.


Gender w Sztuce” (dla mnie już zdecydowanie mniej kontrowersyjny, choć zakładam, że znaleźliby się jacyś skłonni z tym kłócić) też przypadł mi do gustu. Najbardziej w sztuce cenię sobie bowiem wszystko to, co nie tylko dobrze obrazuje istniejące w społeczeństwie paradoksy, ale i pokazuje, jak człowiek usiłuje z narzucanymi mu definicjami i rolami walczyć.


MCK
Międzynarodowe Centrum Kultury to, zaraz po MOCAKu, moje ulubione muzeum w Krakowie. Odkąd je odkryłam, chodziłam na każdą kolejną, otwieraną tam wystawę. Opuściłam tylko dwie ostatnie (ale jedną z nich jeszcze w styczniu planuję zobaczyć).


Do tej pory, moją ulubioną wystawą MCKa była ta z początku 2014 roku, pt. „Pamięć. Rejestry i terytoria”, bo, jak sam tytuł wskazuje, krążyła wokół moich ulubionych tematów. W tym roku, po piętach trochę stąpały jej „Ślady ludzi” – bardzo ciekawe zestawienie i mocno przemawiająca do mnie koncepcja. Na tyle, że natchnęła mnie do osobistego, małego projektu. A jak wiadomo: inspiracje (wszelkiej maści) cenię sobie wysoko.

 
Studencki Tydzień Sztuki
Napisałam kiedyś, że jak nie lubię swojej obecnej uczelni, tak jest jedna rzecz, za którą ją kocham. Cóż, dziś się poprawiam, bo jest ich dwie: Creative Writing i Studencki Tydzień Sztuki – czyli studencka inicjatywa, dzięki której każdy posiadacz jagiellońskiej legitymacji może sobie przez tydzień odwiedzać muzea w Krakowie za darmo. I to jeszcze z przewodnikiem.


W zeszłym roku, akurat na ten super-tydzień, zmogło mnie paskudne przeziębienie, ale i tak nie dałam za wygraną: byłam z przewodnikiem w Podziemiach Rynku i na Wawelu, odwiedziłam muzeum w sukiennicach, Mangghę (gdzie wreszcie spróbowałam prawdziwej, japońskiej herbaty) dach MCKu, a nawet obejrzałam film w Agrafce.


W przyszłym roku, korzystając z przedłużonego statusu studenta, też nie zamierzam próżnować. Zamierzam zobaczyć tak dużo, jak się tylko da! I polecam iść w moje ślady!

World Press Photo 2015
Odwiedzanie World Press Photo w Krakowie jest moją tradycją od jakiś sześciu lat (mniej więcej odkąd zaczęłam poważnie interesować się fotografią). W zeszłym roku byłam wystawą dość mocno zawiedziona – skłonna byłam twierdzić, że prace z roku na rok albo tracą poziom, albo moje zainteresowanie. Na szczęście w tym roku wystawa wynagrodziła mi niesmak sprzed roku. 


Miesiąc Fotografii w Krakowie
Tegoroczna edycja festiwalu była dla mnie szczególnie ważna, bo brałam w całym przedsięwzięciu udział już nie jako uczestnik, ale wolontariusz. I było na tyle świetnie, że w przyszłym roku zamierzam to doświadczenie powtórzyć.
Na moje wrażenia można rzucić okiem TUTAJ.


Ponadto, korzystając z odwiedzin sympatycznego Holednra (i poleceń moich zagranicznych kolegów z pracy), wybrałam się na Free Walking Tour: po starym mieście i po Kazimierzu, tym samym odświeżając swoją, dość mocno już zakurzoną, wiedzę o Krakowie. Pierwszy raz z całą ideą Free Walking Tours spotkałam się w Sztokholmie i od tamtej pory wszystkim gorąco ją polecam: to naprawdę świetny sposób na chociażby częściowe zapoznanie się z historią miasta i jego najważniejszymi zabytkami. Są organizowane codziennie, w języku angielskim i nie zajmują wiele czasu (ok. 2h), a można się na nich nie tylko czegoś ciekawego dowiedzieć, ale i kompanów do dalszego zwiedzania (tudzież imprezowania) poznać. 
Z Holendrem odwiedziłam też Kopiec Kościuszki (absolutny raj dla fana militariów), co szczęśliwie spowodowało, że do obskoczenia został mi już tylko Kopiec Piłsudskiego i Wandy, żeby zaliczyć wszystkie cztery.