09/03/2015

Bierni i aktywni

Ponieważ od przeszło dwóch lat intensywnie (tj. codziennie) pamiętnikuję, z roku na rok, w wyniku moich dogłębnych (choć amatorskich) psychoanaliz, dochodzę do ważnych (dla mnie) wniosków. Zeszłoroczne mądrości (nabyte w 2013) sprowadziły się do tematu kryzysu osobowościowo-egzystencjalnego, który pochłonął jedną trzecią mojej dwunastomiesięcznej egzystencji i upewnił mnie w przekonaniu, że to o tym chcę pisać magisterkę. W tym roku, za największe odkrycie (nabyte w 2014) uznaję mój nowy, dwutorowy podział ludzkich postaw życiowych. Bo na tym świecie istnieją dwa rodzaje ludzi: ludzie bierni i ludzie aktywni.
To trochę tak jak strona bierna i czynna czasownika: z założenia niby wyrażają to samo, a jednak różnica aż bije po oczach. I z ludźmi jest podobnie.


Człowiek aktywny charakteryzuje się nie tylko chęcią do, ale i konsekwencją w działaniu. Jest zazwyczaj energiczny, otwarty (nie mylić z typem „wszędzie go pełno”, bo to często zasłona dymna biernego) i w ciągłym ruchu – czy to fizycznym, czy mentalnym. Nie lubi stać w miejscu i chce się rozwijać na własną rękę. Nie czeka aż spadnie mu manna z nieba, tylko sam idzie sobie tej manny szukać. W ekstremalnych wypadkach nawet sam ją sobie projektuje. Jeśli ma jakieś opinie, to głównie po to, by je wyrażać. Szanuje siebie i domaga się uwagi, ale przy tym i chętnie poświęca uwagę innym. Najlepiej innym aktywnym. Nie boi się kłócić, ścierać i walczyć o to, co dla niego ważne. Ale przede wszystkim: działa.
Człowiek bierny charakteryzuje się swoistego rodzaju stagnacją. Nie chodzi o to, że mało mówi, a jeszcze mniej robi, bo ani gadanie ani robienie niewiele ma wspólnego z działaniem.  Człowiek bierny, bez względu na to jak bardzo szlachetny ma ku temu powód, zawsze łatwo odpuszcza, szybko rezygnuje, błyskawicznie się zniechęca, a jeszcze szybciej się wycofuje. To taki typ, co zwykł przepuszczać ludzi w kolejce do lekarza, nawet gdy sam się bardzo spieszy. Życia trochę za bardzo się boi i lubi patrzeć na innych z poziomu minus jeden. W zależności od zboczenia, albo strasznie narzeka, albo cierpi w milczeniu, ale w obu przypadkach niewiele robi by coś zmienić, najpewniej dlatego, że nie wierzy: ani w siebie, ani w powodzenie, a już na pewno nie w szczodry los. Ale przede wszystkim: nie działa.
Funkcjonują, oczywiście, hybrydy obydwu typów oraz tak zwani pomyleńcy: bierni udający aktywnych i aktywni udający biernych. Są też tacy, co sami nie wiedzą i tkwią w utajeniu. Ale jakby tak wziąć, rozgrzebać i przeanalizować każdego: istnieją tylko te dwa typy. Przy czym, jak śmiem twierdzić, z biernego można z powodzeniem przekonwertować się na aktywnego. Jak się tylko wystarczająco bardzo tego chce.
Przez długi czas sama robiłam za hybrydę: niefortunnie lawirowałam pomiędzy postawą bierną i aktywną. Dziś – a to nie bez zawziętej pracy nad samą sobą – zdecydowanie bliżej mi do tej aktywnej. I to, mam nadzieję, zdrowo aktywnej. Bo tego, że i aktywność może być niezdrowa nie muszę chyba nikomu tłumaczyć…?
No i paradoksalnie, jako osoba potencjalnie aktywna, zdaję się do siebie przyciągać ludzi biernych. A tacy mnie martwią, bo wiem, że sami dla siebie stanowią prawdopodobnie największe zagrożenie. Bowiem skoro zwykli przyjmować wszystko takim, jakim im się nawinie, to nie są w stanie w porę dostrzec (a tym bardziej zareagować), gdy ktoś chce im zrobić krzywdę. Nie czują się w swoim mniemaniu na tyle ważni, żeby głośno upomnieć się o swoje, zawalczyć o lepsze traktowanie, lub definitywnie uciąć toksyczną relację. Wolą przeczekać. W ekstremalnych przypadkach wolą się nad sobą użalać niż pracować na lepsze jutro – wiem, bo sama tam byłam. Ba, czasem zresztą tam jeszcze zaglądam: wciąż bywają te głupie okresy w moim życiu, w których zdarza mi się zabłądzić w „ciemniejsze” rejony. Na szczęście zdarzają się coraz rzadziej i trwają coraz krócej. Ale to właśnie one sprawiają, że tak zawzięcie dążę do postawy aktywnej i tak dobitnie staram się tępić tę bierną. I u siebie, i u innych.
Bo dziś wiem na pewno, że aktywnym być warto. I o tę aktywność z samym sobą walczyć.

PS. Żeby była jasność: chodzi o postawy mentalne – to nie ma żadnego związku z rodziną, karierą, związkami i innymi sferami życia. Ja tu usiłuję mówić o tym, co w głowie, a nie na koncie, palcu czy tyłku. Bo to nie raz bywa dziełem przypadku.