02/10/2015

Ulubione filmy

Pisałam już tutaj o moich ulubionych filmowych romanso-bajkach, do których mogłabym wracać bez końca, o filmowych rozczarowaniach i tytułach obejrzanych w 2014, które uważam za warte polecenia. Najwyższy więc czas na uzupełnienie listy moich ulubionych tytułów: czyli takich, do których, mimo upływu lat, wciąż mam ochotę wracać.  



Fanką musicali nie byłam, nie jestem i pewnie już nie zostanę, a mimo to pierwsze dwie pozycje na tej liście okupują właśnie one. Sweeney Todd ma wszystko to, co kocham: groteskę, przerysowanie, humor, Johnny’ego Deppa, Helenę Bohman-Carter, Tima Burtona, mroczne kolory, cudowną ścieżkę dźwiękową i Londyn. Uwielbiam!

To taki trochę powrót do lat licealnych: wszystkie szalenie kochałyśmy się wtedy w Jimie. Ba, jego urokliwy pomruk zwykł nawet informować nas o smsach na nudnych lekcjach historii. Beatlesów nigdy nie słuchałam, i gdyby nie ten film, pewnie wciąż nie znałabym ani jednego kawałka. Bo czasem (subiektywnie rzecz biorąc) cover lepszy jest od oryginału.

Film publikę rzekomo rozczarowujący, mnie osobiście zachwycił bez reszty. I z każdym kolejnym oglądnięciem rozkochuję się w nim coraz bardziej. Nawet nie wiem kogo lubię tam najbardziej: rudą, niewidomą Ivy, introwertycznego Juliusa Hunta, czy niepoczytalnego NoahScena na ganku i tekst o wyrażaniu przez niewyrażanie rozbrajają mnie za każdym razem.

Podróże w czasie, psychiatryk, niewiadoma rozjaśniająca się na samym końcu i ładny wątek romantyczny z udziałem moich ulubionych aktorów: więcej mi do szczęścia nie trzeba.

Absolutny geniusz. Za pierwszym razem miałam ochotę rozpierdolić komputer z frustracji: trudno o bardziej popierdolony film. Ale za drugim już tylko zdychałam z zachwytu: ten film ma wszystko to, co kocham. No i Mad World!

Bo Waltz, bo Tarantino po raz pierwszy (tak, Pulp Fiction obejrzałam o wiele później), bo bardzo dużo się na nim śmiałam. Oczywista oczywistość, ale i takich banałów nie brakuje w mojej biblioteczce.  

Klasyk. Nie do końca wiem jak można ten film oglądnąć i się w nim z miejsca nie zakochać – dla mnie to była miłość od pierwszego obejrzenia. Płakać nie lubię, a na nim płaczę zawsze, ale i tak nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek odmówiła propozycji obejrzenia go po raz kolejny. Ten film, nawet w całej tej swojej brutalności, jest po prostu piękny.