29/06/2022

Shit people say (3)

 Czyli jak NIE pocieszać osób w kryzysie.

 
 

Inni mają gorzej

Uwaga, bo jest też wersja jeszcze bardziej hardkorowa (przynajmniej dla mnie): każdy niesie swój krzyż. Wiadomo, dodajmy do tego element kulturowo-religijny i mieszanka wybuchowa gotowa. Ukrywać nie będę, brzydzi mnie to bardzo. Minimalizowanie czyjegoś dramatu, czyichś emocji i tego jak je przeżywa, to najgorsze co można cierpiącemu zrobić. Truizm, ale każdy problem jest relatywny i każda jedna emocja zasługuje na przeżycie, w taki sposób w jaki osoba ją przeżywa. W kryzysowych sytuacjach, w wielkich emocjach, nikogo nie obchodzą inni. Nie ma tu miejsca na świat wokół, jest tylko niesamowita potrzeba wypuszczenia emocji, które duszą. Potrzeba poczucia ulgi. I nie, nikt nie poczuje ulgi myśląc, że ktoś gdzieś ma gorzej niż oni, bo dla niego to co przeżywa w danym momencie jest najgorsze i koncept czegoś gorszego zwyczajnie nie istnieje. Kropka.

 

Nie płacz / nie rozpaczaj tak proszę

Kolejne minimalizowanie cudzych emocji. Niby z troski, bo się martwisz, ale czy ten płacz i rozpacz mają być dla ciebie? Czy twój dyskomfort z nimi związany jest odpowiedzialnością osoby cierpiącej? Już nawet nie że w momencie kryzysu, ale w ogóle. Czy to jak ty reagujesz na emocje, to jak ty się z nimi czujesz, jest odpowiedzialnością osoby która przez nie przechodzi? No kurwa nie. Nie mówiąc już o tym, że okazywanie emocji, ekspresja smutku, rozpaczy i złości, jak naukowo potwierdzone, przynosi ulgę i jest częścią procesu zdrowienia. Gdyby wszyscy potrafili te swoje emocje odpowiednio wyrażać i przeżywać, nie byłoby tak ogromnego zapotrzebowania na terapie.  

 

Nie nadinterpretuj tak

Nadinterpretowanie może być szkodliwe, i kto jak kto, ale ja akurat zdaję sobie z tego sprawę doskonale. Ale jeśli ktoś przychodzi do ciebie te pojebane myśli dzielić, to jest to próba wyjścia z własnej głowy, rozplątania tego co w niej siedzi. I to powinno być tylko i wyłącznie celebrowane. To że dla ciebie coś wydaje się łatwe i oczywiste, nie znaczy że jest łatwe i oczywiste dla kogoś innego. Zawsze łatwiej jest ocenić cudzą sytuację niż własną. Zawsze. A bycie życzliwym uchem czasem wystarcza, by ktoś zaczął swój burdel sam ogarniać.

 

Rozbiegasz to

Bo ruch jest lekiem na całe zło. Dla każdego, w każdej sytuacji, bez wyjątków, zawsze. Wystarczy założyć adidasy i iść biegać. Pogratulować ograniczonej wiedzy o świecie, emocjonalnej niepełnosprawności i kompletnego braku wyczucia. Mi działa, więc tobie też będzie, no jasne przecież. Czy ja tu muszę cokolwiek jeszcze dodawać?  

 

Wszystko będzie dobrze

Będzie, tak, bo wszystko przemija. Kolejny truizm, czego się niby czepiam? Bo truizmy w kryzysie gówno dają. Będzie dobrze, ale wcale nie wszystko (bądźmy realistami, życie jest ambiwalentne) i to dopiero kiedyś, w przyszłości. I ta przyszłość po pierwsze jeszcze długo dla cierpiącego nie nadejdzie, a po drugie osoba w kryzysie nie jest w stanie tego dostrzec. Przejmujący ból czy stres często odbiera możliwość dostrzeżenia czegokolwiek innego poza tym co aktualnie przeżywasz. I to normalne. Ba, patrzenie w przyszłość jest nawet w takich momentach niewskazane. W kryzysie trzeba brać każdy dzień jak przychodzi, rozbijać go na mniejsze części. Żeby jakoś w ogóle przetrwać. 

 

Ja wiem, że te pocieszenia są często z dobrego serca i mają czyste intencje, ale warto jednak uświadamiać, dlaczego są bardziej szkodliwe niż pomocne. Świetną robotę w tym temacie odwala och.gabriela, przygotowując książkę o nietrafnym pocieszaniu.

Ogólna zasada we wspieraniu osób w kryzysie jest taka, żeby unikać jakichkolwiek porad, opinii, oczywistości czy złotych myśli. Racjonalne myślenie idzie w odstawkę, zamiast tego trzeba włączyć empatię. Człowiek w kryzysie potrzebuje twojej obecności, bezpiecznej przestrzeni do przeżywania emocji po swojemu, do których ma pełne prawo. Nie ma emocji za dużych, za małych, zbyt mocno lub zbyt słabo przeżywanych. 

Najlepsze co możesz zrobić to po prostu być, słuchać i wspierać.

Tylko i aż tyle.