20/04/2013

Tankowanie

Uwierzcie, nie ma to jak wyjechać za granicę, gdzie z dumą używają znienawidzonego przez ciebie języka – niechętnie posługując się jakimkolwiek innym – i trafić na samoobsługową stację gazu.
Grzecznie dreptasz do urządzenia, które ma Ci ułatwić tankowanie. Dopasowujesz odpowiednią końcówkę. A przynajmniej wydaje Ci się, że umocowałeś tę odpowiednią. Podłączasz urządzenie do otworu w aucie. Stajesz przy automatycznej maszynie, przyglądasz się jej przez chwilę, po czym z zadowoleniem wciskasz opcję ENGLISH. Zrozumiałe polecenie mówi, że aby kontynuować, należy dotknąć zielonego pola. Dotykasz. I na tym łatwa część się kończy, bo, ni stąd ni zowąd, bez żadnego ostrzeżenia wyskakuje czerwone pole z niezrozumiałymi słowami w najgorszym języku świata. Po zrozumiałym i zawsze mile widzianym angielskim ani śladu. Nie masz zielonego pojęcia, co tam jest napisane, a boisz się klikać bezwiednie. Po chwili konsternacji, zrezygnowany i już nieco podirytowany ruszasz do kasy, gdzie przefarbowana na platynowy blond pani po czterdziestce mierzy cię wyjątkowo nieprzychylnym wzrokiem, gdy zaczynasz swoją wypowiedzieć od angielskiego excuse me. Łamaną angielszczyzną tłumaczysz, że masz problem z maszyną na zewnątrz i potrzebujesz pomocy. Pani kasjerka zdaje się rozumieć Twoją wypowiedź, ale ku Twojemu coraz większemu poirytowaniu, w odpowiedzi używa zupełnie Ci obcych słów, które bynajmniej nie brzmią jak język angielski. Gdy kończy swoją wypowiedź, Ty stoisz przed nią jak to ostatnie ciele i z zażenowaniem dukasz: don’t understand.

Platynowa blondynka, wyraźnie niezadowolona z obrotu sytuacji, pozostawia swoje stanowisko za kasą i rusza za Tobą w stronę auta, krzywiąc się przy tym niezmiernie.
Najpierw majstruje coś przy zamontowanej przez Ciebie końcówce, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa; niewykluczone, a wręcz bardzo prawdopodobne, że to soczyste przekleństwa pod Twoim adresem. Nerwowo przestępujesz z nogi na nogę. Czujesz na sobie jej ukradkowe, pełne zniesmaczenia spojrzenie. W myślach klniesz soczyście, marząc by się stąd wreszcie ulotnić. Kobieta artykułuje w Twoją stronę kilka niezrozumiałych wyrazów. Zdezorientowany kiwasz głową i zmuszasz swoje usta do niemrawego uśmiechu.
Blondynka odwzajemnia bliżej nieokreśloną konwulsję twarzy i idzie po kolegę. Coraz bardziej zirytowany i zdezorientowany, pozwalasz sobie na soczystą wiązankę przekleństw w stronę przeklętej maszyny.
Po kilku minutach zjawia się rosły i niegrzeszący urodą mężczyzna. Facet bez słowa poprawia końcówkę, przez chwilę majstruje przy maszynie, podczas gdy ty wstrzymujesz oddech. Uf. Poszło. Z poczuciem ogromnej ulgi niemal wykrzykujesz thank you! Mężczyzna kiwa głową z lekkim pobłażaniem w oczach i odchodzi.
Tankujesz, płacisz i odjeżdżasz. Obiecujesz sobie, że następnym razem zrobisz absolutnie wszystko by nie tankować w niemieckojęzycznym kraju.