27/12/2012

To gdzie składasz na magisterkę?

Zauważyłam, że ludzie wokół mnie, szczególnie ci 40+, mają zaskakującą tendencję do pytania o jedno i to samo: „to gdzie składasz na magisterkę?” Większość nawet celuje w jedną i tą samą uczelnię, jakby w całej Polsce nie było żadnej innej.


Po pierwsze – denerwuje mnie to ogólne i (w oczach wielu starszych) absolutnie niepodważalne założenie, że po licencjacie koniecznością jest od razu iść na magisterkę. Czy to jest zapisane w obowiązkach młodego obywatela Polski? Czy nie sprostanie temu oczekiwaniu wypchnie mnie poza margines społeczny? Bo takie można odnieść wrażenie.
Po drugie – nie wydaje mi się, aby ktokolwiek (nawet moja własna rodzina) znał się lepiej ode mnie na moich marzeniach, przekonaniach, potrzebach i celach. A od jakiegoś czasu chyba właśnie to próbują mi udowodnić.
Po trzecie – nawet, jeśli wypowiadają swoje zdanie w dobrej wierze i ze szlachetnymi intencjami, w imieniu własnym i wszystkich innych młodych ludzi, głośno protestuję. Jestem dorosła, mam (jako takie) swoje życie. Ale jestem też młoda. I jeśli nawet jestem zagubiona i nie wiem, co robię, dlaczego nie pozwolić mi samej się odnaleźć? Jeśli nie teraz, to kiedy mam popełniać własne błędy i uczyć się ponosić za nie konsekwencje? Doceniam tą wszechobecną troskę o moją przyszłość, ale pozwólcie mi obierać własne ścieżki.

Wbrew pozorom, nie piszę tego wszystkiego po to, by dopiec dociekliwym wujkom i nadopiekuńczym ciotkom. Piszę, bo zdaję sobie sprawę, że czegokolwiek bym sobie nie wmawiała, to ich gadanie ma dla mnie znaczenie. Im więcej słyszę takich pytań, uwag i porad, tym bardziej zastanawiam się, czy nie popełniam błędu, pozwalając sobie tkwić w zawieszeniu. To kolejny hamulec w mojej znikomej drodze do zrobienia czegoś innego, nowego, dla siebie, po swojemu, własnym rytmem, bez oglądania się na innych.
I to z kolei doprowadza mnie do ponurego założenia, że nie tylko mnie to hamuje. Jesteśmy zlepkiem różnorakich wpływów, interakcji i inspiracji. Co z tego, że podskórnie czujesz, że potrzebujesz przerwy i oderwania od tego piętnastoletniego łańcucha edukacji, skoro niemal wszyscy wokół zawzięcie powtarzają Ci, że to najgorszy pomył, na jaki mogłaś wpaść, że wydziwiasz, że potem tego pożałujesz i że powinnaś zdecydowanie pójść za ciosem i „zrobić sobie papier”. Co to w ogóle za sformułowanie? Czy ten „papier” jest naprawdę warty mojego czasu, kreatywności i komórek nerwowych? A co jeśli wcale nie jestem pewna, w jakim temacie owy „papier” chcę sobie robić?
A co jeśli stanie się zupełnie na odwrót? Co jeśli „robiąc sobie papier” dojdę do wniosku, że to największy błąd w moim życiu? Co jeśli będę żałować każdej spędzonej na uczelni minuty? Co jeśli nie wytrzymam psychicznie?
Poza tym, jaka czeka mnie przyszłość po magisterce z filologii angielskiej o profilu ogólnym, tudzież translatorskim – biuro tłumaczeń? Centrum Informacji Turystycznej? Gdzie ja znajdę zatrudnienie w tym kraju?
Wszyscy odpowiedzą NIGDZIE.
No więc po jaką cholerę mam się z tą edukacją tak spieszyć?