01/01/2013

Czerwone niebo

Wieczorne niebo nad trzepakiem przybierało różne barwy.
Najbardziej lubiła, gdy zalewało się czerwienią podszytą różem. Uwielbiała ten kojąco-niepokojący widok. Wokół zawsze panowała głucha cisza, a nad jej głową, mimo iż prawie nieruchoma, czerwień zdawała się nadciągać niczym burza.
Potrafiła przyglądać się zaróżowionym chmurom bez końca.


To nienaturalnie barwne niebo zawsze przypominało jej o tym, o czym na co dzień nie pamiętała. O ironii losu. O miłych słowach i uszczypliwych komentarzach. O uścisku ręki. O nieznaczących, jedynie przelotem napotkanych twarzach. O drzemiącej gdzieś głęboko w środku sile. O uśpionych sporach. O nadciągających wyborach. O niewypowiedzianych pretensjach. O uśmiechu. O cieple rozlewającym się po całym ciele. O zaczerwienionych policzkach. O zniweczonych szansach i płonnych nadziejach. O walce i o poddawaniu się.
Tak jakby ta podszyta różem czerwień odzwierciedlała tkwiące w niej samej paradoksy.
To niebo sprawiało, że chciało jej się śmiać przez łzy.
Nie potrafiła pojąć, dlaczego tak to na nią działa, ale za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiała się ta hipnotyzująca czerwień, wychodziła przed blok i zapatrzona, niczym w transie, chłonęła ten niecodzienny widok, aż do momentu gdy jaskrawe kolory zaczynały zlewać się w ciemnogranatową masę, stopniowo przechodzącą w głęboką czerń.
Następnego dnia niebo zawsze było już tylko zwykłym szaro-niebieskim sklepieniem. Następnego dnia nie pamiętała już o tych wszystkich paradoksach, drobiazgach, radościach i smutkach. Nie miała na to czasu, bezpowrotnie ginąc pod przykrywką obowiązków, zainteresowań i wszędobylskiej rutyny.
I tylko czasami, późnymi wieczorami, przez ten krótki moment gdy przykładała głowę do poduszki, czuła się zupełnie zagubiona. Na krótką chwilę, jej oddech robił się płytki, a ciało obezwładniała panika. Ale zanim zdążyła zadać sobie druzgocące pytanie „po co?”, jej świadomość mimowolnie odpływała w świat marzeń. O czerwonym niebie.