18/11/2014

2014: Stockholm

Odwiedzenie Sztokholmu było spontanicznym pomysłem, i, surprisesurprise, tym razem nie moim (a doprawdy cudownie jest, choć raz na ruski rok, przyjść na gotowe)!
Historia jest krótka: sierpniowym wieczorem siedziałam sobie przed komputerem w akademiku w niemieckim Augsburgu, gdy brat zaproponował mi wycieczkę na koncert Eda do Sztokholmu, razem z jego znajomymi. Odpowiedź była szybka: jak mogę zapłacić po wypłacie, to oczywiście, że lecę. Przecież rudego brytola z gitarą się, z zasady, nie odmawia. Szczególnie, gdy śpiewa TOTO i TO. I jeszcze TO. Ah, no i TO. Więc 11 listopada w Balicach wpakowaliśmy się w samolot i polecieliśmy: podbijać kolejny kawałek świata.
Na lotnisku powitała nas dość świąteczna atmosfera:


A przemieszczaliśmy się różnorodnie – samolotem, autobusem, pociągiem i metrem.


Hostel (Old Town), w którym spędziliśmy dwie noce, mieścił się w samym centrum i choć piwnica zawsze ma swoje minusy, warunki były bardzo w porządku.


Mimo, że było zimno i bardzo szybko robiło się ciemno, Sztokholm nietrudno było polubić. Do reszty zauroczyły mnie urokliwe restauracje i kafejki (które – oczywiście – mogliśmy podziwiać wyłącznie z perspektywy ulicy)…






…klimatyczne, wąskie uliczki (niektóre piękniejsze niż te edynburskie)…










…i światła odbijające się w otaczającej miasto wodzie…










I nawet ta lodowata, poranna mgła dodała niepowtarzalnego klimatu:












Śmiem zakładać, że gdyby przyszło mi zwiedzać Sztokholm wyłącznie za dnia, pewnie nie wracałabym nim aż tak zauroczona.

No a na tym rudym brytolu z gitarą było, oczywiście, zajebiście.


Nie spodziewałam się, że moje gardło akurat na nim ucierpi, ale ucierpiało.
Festiwal, czy arena, Ed potrafi odwalić kawał dobrej roboty!

A na koniec serdeczne pozdrowienia dla moich towarzyszy podróży: Wojtka, Bartka, Kasi i Norberta dzięki któremu nie musiałam nawet kiwać palcem! ;-)
(jego zdjęciowa relacja do podglądnięcia TUTAJ)

Więcej takich wycieczek chcę! ;-)