31/10/2012

Laugh at myself

Długie, zimowe wieczory przy ciepłej herbacie z miodem i książce. To tylko w teorii, bo w realiach króluje pożeracz czasu zwany Internetem i muzyka podkręcona do granic możliwości, tak żeby przygłuche sąsiadki nie uroniły choćby jednej brytyjskiej sylaby.


Postanowiłam, że będę się pastwić nad sobą samą. Patrzcie, znowu wpis egocentryczny w pełnej okazałości, bo egocentryzm to moje drugie imię. Jeszcze trochę, a zastąpi i pierwsze. Opowiadam siebie na wirtualnych (a i realnych) kartkach papieru, plotę trzy po trzy (jawnie irytując nadużywanymi przecinkami na k), w tajemnicy choruję psychicznie, inspiruję się dramatami i uwielbiam psychopatów (Skóra w której żyję – CUDO!). Rozpływam się w swojej pyszności i wyobrażam sobie zbyt wiele. A mama tak zawzięcie przestrzegała swoją nieletnią córkę przed ekshibicjonizmem. I co? Przykład ze mnie niemalże książkowy – rodzice mają na nas wpływ tylko do pewnego wieku. Potem, dusza, choć z przypuszczalnie dobrze wpojonymi zasadami, hula i ewoluuje sobie samowolnie.

Ej zimo! Cześć, fajnie, że przyszłaś! Ładnie się rozłożyłaś na jeszcze pełnych liści drzewach za oknem i zapędziłaś upierdliwe biedronki do zimowego snu! Z satysfakcją przemoczyłaś mi buty i bez słowa zniknęłaś. Aleś śmieszna! Śmiesznością niemalże dorównujesz naszemu szanownemu Polskiemu rządowi! Oj, Ci niepoprawni optymiści od zawistnych zamachów złowieszczej Rosji na złotem płynącą Polskę, w piekielnie zdradliwej zmowie z teraźniejszym rządem. Anarchia i zamachy stanów na horyzoncieAnd these wars, they can’t be won! Does anyone know or care how they began? They just promise to go on and on and on!

Śmieszno mi znowu, nieustannie. Sarkazmem opływają moje nieskładne myśli. Moje usta nie rozstają się z szyderczym uśmiechem. Egoizm w pełnym rozkwicie, aż dziw bierze, że ktoś się jeszcze do mnie odzywa. Zapożyczone z mojego ukochanego języka słowo „hejtować” na stałe wpisało się do mojego codziennego, podręcznego słownika. Rasowy hejter włącza się we mnie za każdym razem, gdy z czymś się nie zgadzam. Więc jednak płynie we mnie krew polska!

Cztery dni temu przygotowałam sobie tematycznie inspirującą playlistę z Orwellowsko-barinwashingowo-pokrewnymi utworami oczywistego zespołu. Efekt? Czwarty dzień siedzę przed komputerem, wyję jak do księżyca i cierpliwie czekam aż spłynie na mnie prawdziwie powalająca inspiracja. Póki co, zastraszające tępo mojej pracy umysłowej objawia się naniesieniem odpowiednich cytatów na mój wstępny plan pracy. Wybrane fragmenty tak bardzo wpisują się w moją wstępną koncepcję, że aż (niedorzecznie) zaczynam rozważać napisanie maila do promotora z pytaniem, czy wstępów do każdego podpunktu nie mogłyby stanowić cytaty z piosenek (już oczami wyobraźni widzę ten nieodparty obraz mojej wyjebanej w kosmos Cited Page…). Ha, ha, ha! Zabawne.

Poza tym… nie ma to jak przespać swoje dwa budziki i tym samym stracić jedyną dostępną „losówkę” z beznadziejnej historii filozofii. Tylko ja tak potrafię (muszę znowu zmienić dźwięk swoich budzików…). I jak tu się z siebie nie śmiać…?

Jak dobrze, że już wolne!